środa, 24 września 2014

Rozdział 9

Strzał, czerwona ciecz, bezwładne ciało leżące na trawniku. Obraz tragedii z przed tygodnia cały czas przewijał się przed moimi oczami. Nie rozumiałam, nie mogłam pojąć dlaczego. Dlaczego to ja po raz kolejny miałam tak cierpieć. Dlaczego to ja po raz kolejny straciłam ważną osobę. Nie zdążyłam mu nic powiedzieć. Nie powiedziałam jak bardzo go kocham, jak bardzo cieszę się że jest w moim życiu. A co najważniejsze. Nie powiedziałam mu jak bardzo go przepraszam. Wszystko potoczyło się tak szybko. Jeden strzał z pistoletu jakiegoś dupka zmienił, zniszczył cały mój świat, całe życie. Smutek po raz kolejny opanował moją duszę lecz teraz było inaczej. Inaczej niż gdy zmarła mama. Teraz czułam pustkę. Ciotka starała się ze mną rozmawiać lecz kończyło się to zazwyczaj tak że całą rozmowę gapiłam się w pustą, brzoskwiniową ścianę a na koniec wychodziłam ze łzami w oczach trzaskając przy tym drzwiami. Nie potrafiłam sobie z tym pomóc a także nie pozwalałam innym aby mi pomogli. Lecz było coś, jedna myśl, jedno wspomnienie które pomagało uśmierzyć ból. Jego uśmiech, oczy były czymś nie do zapomnienia. Chciałam w tej chwili znaleźć się po raz kolejny w jego ramionach i czuć się bezpiecznie. Nie mogłam uwierzyć że obca osoba jaką był Ashton wywoła u mnie aż tyle pozytywnych uczuć i to jeszcze w obecnej sytuacji. Ale nie mogłam o nim myśleć. Nie teraz. 
Przeczesałam swe ciemne włosy, nałożyłam kolejną warstwę kremu aby ukryć wory pod oczami po kolejnej nieprzespanej nocy. Musiałam iść dzisiaj do szkoły, której sam widok przyprawiał mnie o dreszcze. Pismo od dyrektorki szkoły ewidentnie dawało do zrozumienia że jeśli nie pojawię się w budzie mogę już więcej do niej nie wracać. Było to moim zdaniem chore gdyż w obecnym stanie i tak nie dałabym rady skupić się na lekcjach ale aby nie przysparzać Rose więcej problemów postanowiłam że pójdę do niej.Założyłam czarne rurki na których widniały już lekki przetarcia oraz tego samego kolor ciepłą bluzę z kapturem. Ciężką torbę przewiesiłam przez ramię a następnie opuściłam ciemny pokój w którym spędzałam ostatnio większość czasu. W domu panowała głucha cisza dająca do zrozumienia że Rosalie poszła już do pracy. Nie rozumiałam jak można aż tyle pracować w pobliskim barze jeszcze za tak wszawe grosze. Podziwiałam ją za to. Jeszcze teraz spadł jej na głowę kolejne problem którym byłam ja. Weszłam do kuchni od razu kierując się do lodówki w której było jedynie światło. Na szczęście w szafce znalazłam kisiel który od razu przygotowałam. Mój żołądek potrzebował w końcu jakieś energii. Z kubkiem w dłoniach usiadłam na blacie kuchennym, wymachując przy tym nogami. W tym samym miejscu jeszcze niecały miesiąc temu jadłam kolację z ojcem która na koniec przerodziła się jak zwykle w kłótnie. Łzy od razu napłynęły mi do oczu lecz skarciłam się szybko w myślach i od razu po zjedzonym posiłku wyszłam z domu, zamykając dokładnie drzwi na zamek.
Wiatr był porywisty lecz nie mogłam narzekać na to że było mi zimno. Szłam dość szybkim krokiem co chwilę sprawdzając na telefonie godzinę aby tylko nie spóźnić się na pierwszą lekcję. Niestety nauczyciel matematyki nie tolerował spóźnialskich więc od razu miałabym załatwione spotkanie z moją ukochaną, panią dyrektor. Całe szczęście że wpadłam w ostatniej chwili do klasy, zajmując ostatnią ławkę pod oknem kiedy do klasy wszedł niskiego wzrostu, starszy mężczyzna którego włosy można było policzyć na palcach jednej ręki. Usiadł przy swoim dębowym biurku i nawet nie sprawdzając obecności od razu przeszedł do wykładania materiału. Czułam wzrok wszystkich uczniów z klasy których najwyraźniej bardziej interesowała moja osoba niż pierwiastki o których mówił profesor. Lekcja ciągnęła się niemiłosiernie długo więc gdy tylko zadzwonił wyczekiwany dzwonek jako pierwsza opuściłam salę. Schowałam niepotrzebne książki do szafki, następnie rozglądając się po korytarzu w poszukiwaniu jakieś znajomej duszy. Chciałam porozmawiać z Dianą. Od ostatniego spotkania nie zamieniłyśmy ani słowa. Wysłała mi jedynie sms że przykro jej z powodu taty. Musiałam jej przecież podziękować za te pieniądze i obiecać że zwrócę co do grosza. Na  moje szczęście zauważyłam przyjaciółkę po niecałych pięciu minutach. Byłam jednak bardzo zdziwiona gdyż przytulała się do jakiegoś wysokiego bruneta który od razu wydał mi się podejrzany. Nie czekając dłużej podeszłam do nich i lekko chrząknęłam dając do zrozumienia że tutaj jestem. Dziewczyna od razu wyrwała się z uścisku a chłopak nic nie mówiąc pocałował ją w policzek i odszedł.
-Hej Diana. Możemy porozmawiać?- zapytałam niepewnie gdyż nie wiedziałam czy ma ona ochotę na rozmowy akurat z moją osobą.
Przyjaciółka skinęła głową i poszłyśmy w jakieś ustronne miejsce aby móc se wszystko w spokoju wytłumaczyć.
-Słuchaj. Na początku chciałabym cię przeprosić. Nie powinnam była tak zareagować i zostawić cię samej z tym wszystkim.
Co dziwne to Diana zaczęła pierwsza rozmowę. Cieszyłam się że nie jest na mnie śmiertelnie obrażona.
-Miałaś prawo tak zareagować i nie mam ci tego za złe. Ja dziękuję ci za te pieniądze. Obiecuję że wszystko oddam najszybciej jak to będzie możliwe.-odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy gdyż mój humor od razu uległ zmianie.
-Ale jakie pieniądze? Ja ci nic nie dawałam- zdziwiona przyjaciółka bacznie przyglądała się mojej twarzy na której malowało się zdziwienie.
-Nie ty dałaś mi milion złotych na okup?-dopytałam się jeszcze raz z myślą że źle zrozumiałam koleżankę lecz ona po raz kolejny odpowiedziała przecząco.
Jeśli nie Diana dała mi tyle kasy to kto? Przecież nikt więcej o tym nie wiedział, nawet ciotka. Otrząsnęłam się szybko aby nie dać po sobie poznać że zdziwiło mnie to wszystko. Dziewczyna też nie drążyła dalej tematu pieniędzy.
-A jak ty się czujesz...no wiesz po stracie ojca? Wiesz że zawsze możesz na mnie liczyć.-powiedziała po czym pogłaskała moje ramię delikatną dłonią.
- Tak wiem ale proszę, nie chcę na razie o tym rozmawiać. Wolę cierpieć w samotności. Ty lepiej mów co to był za chłopak.- zmieniłam szybko temat aby nie rozkleić się na oczach dziewczyny bo wiem że do tego by doszło.
-Nazywa się Rocky i od tygodnia chodzi do naszej szkoły. Od razu połączyło nas głębsze uczucie i jestem z tego bardzo szczęśliwa. Jest miły, zabawny a przede wszystkim taki opiekuńczy.- rumieńce na twarzy dziewczyny dawały do zrozumienia że po uszy zadurzyła się w tym chłopaku.
No proszę moja przyjaciółka znalazła sobie w końcu kogoś do kogo czuje coś więcej niż przyjaźń. Nie chciałam jej mówić o moich przeczuciach więc zamknęłam buzię na kłódkę. Opowiadała o nim przez prawie całą przerwę a ja z uśmiechem na twarzy tylko kiwałam głową od czasu do czasu lekko chichocząc. Zapomniałam już jaką gadułą jest Diana. Na całe szczęście jej paplaninę przerwał dzwonek na lekcję z którego bardzo się cieszyłam.
***
Nie mogłam zaliczyć tego dnia do najgorszych. Późniejsze lekcje minęły z prędkością światła. W mojej głowie jednak cały czas krążyła jedna myśl. Tajemnicza zagadka kto dał mi aż tak wysoką sumę pieniędzy. Musiałam się tego dowiedzieć za wszelką cenę. Taka już moja natura. Weszłam do domu w którym unosił się już zapach pieczonego kurczaka w miodzie. Rzuciłam torbę w kąt przedpokoju i od razu poszłam do kuchni z której dochodziły zapachy. Ciotka, w kremowym fartuchu, zmywała ostatnie naczynia które zostały w zlewie. Wiedziałam że to ona przygotowała te pyszności więc usiadłam bez słowa przy stole czekając aż soczysty kurczak pojawi się na talerzu. Rose odwróciła się do mnie, wycierając swe mokre dłonie w ściereczkę.
-W salonie stoi bukiet czerwonych róż dla ciebie. Czemu mi nie powiedziałaś że z kimś się spotykasz?- ciotka patrzyła na mnie tymi swoimi pięknymi oczami a ja zaniemówiłam z tego wszystkiego.
-Bo z nikim się nie spotykam. To pewnie pomyłka- odpowiedziałam, od razu wstając od stołu i kierując się do salonu gdzie na stoliku stał przepiękny bukiet pachnących, czerwonych róż. Znalazłam tam mały bilecik więc otworzyłam z zaciekawieniem karteczkę.
"Na poprawę humoru. Mam nadzieje że ci się spodobają. 
Ash"
Nie mogłam w to uwierzyć. Ten piękny bukiet był od Ashtona. Od chłopaka który cały czas zaprząta mi myśli. Ciekawe skąd wiedział że róże te moje ulubione kwiaty. Uśmiechałam się sama do siebie co z boku musiało wyglądać komicznie. Nie codziennie dostaję się bukiet stu róż od chłopaka z którym widziało się góra trzy razy. Zaskakiwał mnie coraz bardziej. Ashton znowu zakodował się w moim umyśle i wątpię że teraz tak szybko uda mi się o nim zapomnieć. 
___________________________________________________________________________________

Jest i 9 rozdział. Nie wiem czy powala ale do najgorszych nie należy *bynajmniej takie jest moje zdanie*. Piszcie w komentarzach co wy o nim sądzicie bo to naprawdę daje do myślenia oraz motywuje do dalszego pisania. W końcu Rocky pojawił się w opowiadaniu. W następnym rozdziale postaram się przybliżyć wam trochę bardziej jego osobę. Ashton jak zwykle musi być lecz będę też się starać aby było o więcej. 
Dziękuję za miłe komentarze :* Zapraszam oczywiście na Wattpada oraz do czytania genialnego opowiadania Last Chance. Pozdrawiam <3 
Natyy

środa, 17 września 2014

Rozdział 8

Radość. Uczucie którego przez ostatni czas brakowało w moim sercu w końcu wróciło. Cieszyłam się jak małe dziecko które dostało różowego balona na festynie. Myśl że już niedługo zobaczę ojca była niczym wygrana na loterii. Przez ten krótki czas uświadomiłam sobie jak ważne miejsce w moim życiu zajmuje tato. Świadomość że już nigdy bym go nie zobaczyła, że już nigdy bym się do niego nie przytuliła, że nigdy nie zjadłabym tego spaghetti w niedzielne popołudnie było najgorszą rzeczą pod słońcem. Pragnęłam naprawić wszystko co schrzaniłam przez ostatni rok. Wierzyłam jak nigdy dotąd że mi się uda odbudować wszystko od nowa. A to wszystko dzięki tajemniczej osobie. Rozum podpowiadał mi że to Diana przelała tak wysoką kwotę. No bo przecież nikt więcej o tym nie widział. Czułam że jednak nasza przyjaźń jest coś warta. Że to wszystko co powiedziała było pod wpływem emocji których w tamtym momencie trudno było opanować. Lecz nie dziwie się jej tego co powiedziała. Chyba każda normalna osoba zareagowała by podobnie. No nic. Będę musiała zadzwonić do niej i za wszystko podziękować.
Dzień o dziwo był bardzo słoneczny chociaż momentami zawiewał przeszywający, zimny wiatr. Ubrana w ciemne rurki, szarą podkoszulkę i tego samego kolor sweter weszłam na klatkę schodową prowadzącą do mieszkania ciotki. Bądź co bądź w obecnej chwili to ona sprawowała nade mną opiekę i nie mogłam tak sobie znikać. To i tak cud że przez ostatnie dwa dni zadzwoniła jedynie raz. Włożyłam klucz w dziurkę delikatnie obracając nadgarstek. Nacisnęłam klamkę po czym weszłam do mieszkania jak gdyby nigdy nic. Jak bym wyszła z niego parę minut temu a teraz wróciła jedynie po telefon. Blondynka stała przy kuchence ze skupieniem mieszając zupę której zapach roznosił się nawet po klatce schodowej.
-Rose jestem.- odezwałam się rzucając torbę na fotel przy okazji na nim siadając.
-A któż to wrócił do domu? Mam nadzieje że razem z Dianą robiłyście coś ważnego przez ten weekend.- słowa wypłynęły z ust kobiety niczym melodia obdarzając mnie przy tym ciepłym uśmiechem.
Skinęłam głową po czym podniosłam lekko kąciki malinowych ust. Przyglądałam się ciotce która nie świadoma tego co działo się przez ostatni weekend w moim życiu przygotowywała swoją popisową zupę. Chciałam jej powiedzieć wszystko. Przecież ten koszmar jest już za nami. Dzisiaj tato wróci i będzie jak dawniej. Lecz postanowiłam zachować to w tajemnicy aby nie przysparzać jej kolejnych zmartwień. Włączyłam telewizor który od razu odpalił moją ulubioną stację muzyczną. Głowa aż sama kołysała mi się w dźwięk muzyki. No cóż ja poradzę. Humor mi dopisywał i zauważyła to nawet Rose gdyż uśmiechnęła się do mnie jeszcze szerzej.
-Blair zupa już na stole.- usłyszałam ciotkę gdy skończyła się moja ulubiona piosenka.
Podniosłam dupsko z miękkiego fotela i pociągnęłam nogami do pomieszczenia obok gdzie z nad talerza unosił się piękny zapach zupy. Podczas posiłku ciotka wypytywała mnie o weekend i z wielką trudnością było mi ją okłamywać. Nienawidziłam kłamstwa lecz nie mogłam jej nic powiedzieć.
Popołudnie zleciało w towarzystwie ciotki szybko. Odliczałam już godziny do spotkania z tymi psycholami i odzyskania ojca. Na całe szczęście Rose pracowała dzisiaj na nocną zmianę i w spokoju mogłam wymknąć się na umówione w parku spotkanie. Od razu po zamknięciu się drzwi za kobietą zaczęłam się szykować do wyjścia. Zegar wybijał godzinę 23:00 czyli do spotkania zostało jedynie cztery godziny. Milion złoty który wybrałam w drodze do mieszkania, staranie włożyłam do ciemnej torby. Byłam tak szczęśliwa że wręcz nie mogłam doczekać się dzisiejszego spotkania. Ciągle spoglądałam na zegarek którego wskazówki jakby zatrzymały się w miejscu. Zdziwił mnie jedynie fakt iż nie dostałam sms przypominającego o spotkaniu. To na pewno świadczyło o tym że dzisiaj koszmar się skończy. Gdy wybiła w końcu godzina 1:00 postanowiłam wyjść aby jak najszybciej skończyć ten horror. Założyłam skórzaną kurtkę, przewiesiłam torbę przez ramię i z uśmiechem na twarzy wyszłam z mieszkania zamykając drzwi na zamek. Ulicę jak zwykle były o tej godzinie opustoszałe. Szybko dotarłam do parku który znajdował się niedaleko osiedla gdzie obecnie mieszkałam. Tak samo jak ostatnim razem, w parku panowała ciemność a latarnie ledwo co oświetlały drogę. Usiadłam na ławce bo spotkania miałam jeszcze trochę czasu. Liczyłam że prześladowcy pojawią się szybciej. Trzęsłam się z zimna. Ale ja jestem głupia. Już drugi raz tutaj jestem i po raz kolejny zapomniałam ubrać na siebie cos ciepłego. Godzina minęła szybko. Usłyszałam czyjeś głosy tuż nad stawem który znajdował się w centrum parku. Ruszyłam się i jak najszybciej doszłam do stawu gdzie ewidentnie stały trzy osoby a raczej dwie bo trzecia siedziała skulona na trawniku. Podbiegłam szybko do zwijającej się osoby na ziemi i od razu rozpoznałam w niej postać mego ojca. Przecież nic mieli mu nie robić, miał być bezpieczny. Łzy aż cisnęły mi się do oczu. Rzuciłam torbę na trawnik i uklękłam przy tacie.
-Oh kochana córeczka przybyła z pomocą tatusiowi. Masz forsę?- odezwał się wysoki mężczyzna.
Wskazałam ręką czarną torbę skupiając teraz całą uwagę na ojcu. Słyszałam za plecami jedynie śmiechy mężczyzn. Ojciec był nie przytomny. Tak bardzo się o niego bałam. Podniosłam go z ziemi chcąc zaprowadzić go do domu. Ruszyłam przed siebie nie zważając na chłopaków którzy dalej śmiali się przyglądając torbę z pieniędzmi.
-Ej słoneczko chyba o czymś zapomnieliśmy. Mam dla ciebie taki bonus.- odezwał się młodszy głośno się śmiejąc.
Usłyszałam dźwięk nabijanego pistoletu i strzał. Ten dźwięk całkowicie sparaliżował całe moje ciało. Czerwona ciecz skapywała na moje trampki. To nie prawda, to chyba żart! Osunęłam się na trawnik przerażona tym co się stało. Pustym wzrokiem wpatrywałam się w bezwładnie leżące ciało ojca zalane krwią. To wszystko miało być inaczej! Miałam wszystko naprawić! Podeszłam do martwego ciała i położyłam głowę na zakrwawionej klatce piersiowej mężczyzny. Nagle w kieszeni poczułam wibrację które wywołał sms. Przesunęłam brudnym palcem po wyświetlaczu odczytując wiadomość.
"To jeszcze nie koniec! Xx"
***
Policja przyjechała po niecałych 15 minutach. Karetka także wyrobiła się dość szybko lecz dla taty było już za późno. Nie mogłam patrzeć jak pakują go do czarnego worka i zostawiają na trawniku. Światła reflektorów porozstawianych przez policję dawały dostatecznie dużo światła abym mogła zobaczyć że wokół czerwonej, policyjnej taśmy zebrał się już tłum gapiów. Naprawdę czy oni nie mieli nic lepszego do roboty tylko przyłażenie tutaj o 4 nad ranem. Przecież nie było tutaj czego oglądać. No chyba że lubią oglądać tragedię ludzi. Okryta ciepłym kocem nie mogłam opanować płaczu. Wszystkie emocje w tej chwili wybuchły we mnie niczym wulkan. Radość którą jeszcze emitowałam w południe przerodziła się w rozpacz oraz straszliwy ból. Strzał, czerwona ciecz, bezwładne ciało leżące na trawniku. Cała ta scena odtwarzała się przed moimi oczami. Pragnęłam wszystko naprawić, zacząć od nowa. Nie zdążyłam mu nawet powiedzieć jak bardzo go kocham. Najpierw mama która z mojego powodu zginęła, teraz on. Czemu ja muszę krzywdzić osoby na których mi zależy. Nie chciałam już dłużej tutaj siedzieć. Pragnęłam odejść jak najdalej aby już nigdy nikogo nie zranić, aby nikt nie musiał przeze mnie cierpieć. A przede wszystkim abym ja nie musiała już cierpieć. 
Zrzuciłam z siebie czerwony koc i chwiejnie stanęłam na nogach które w tym momencie były jak z waty. Nikt za bardzo nie przejął się dziewczyną umazaną krwią która chodziła jakby była nieźle napita. Opuściłam teren parku chwiejnym krokiem kierując się nie wiem czemu w stronę cmentarza. To miejsce zawsze budziło we mnie przerażenie lecz miałam teraz wielkie pragnienie aby się tam znaleźć. Zataczałam się to w prawo, to w lewo aż w końcu upadłam na wybetonowany chodnik sprawiając przy tym ból w prawej kostce. Poczułam czyjąś dłoń która ciągnęła mnie w górę do postawy stojącej. Podniosłam zapłakane oczy aby zobaczyć kto taki lituje się nad brudną dziewczyną z chodnika. Blond włosy chłopaka były w totalnym nieładzie jak zwykle. Nie spodziewałam się że właśnie jego tutaj spotkam. Nie spodziewałam się że spotkam kogokolwiek o tej porze.
-Co...co ty tu robisz?-wydukałam przez łzy która spływały po mojej twarzy.
-Tak bardzo mi przykro.-odpowiedział chłopak całkowicie ignorując moje pytanie.
Nie wytrzymałam. Pękłam. Przytuliłam mocno chłopaka nie mówiąc nic. Tak bardzo tego potrzebowałam. Nie chciałam aby ktoś mi wmawiał że będzie dobrze bo w takie kłamstwa już na pewno nie uwierzę. Pragnęłam tylko aby ktoś mnie przytulił. Co dziwne chłopak objął mnie jeszcze mocniej niż ja jego sprawiając że przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Nie codziennie zdarza się być w objęciach takiego chłopaka jak Ashton Irwin. Brud krwi z mojej twarzy i łzy mieszały się teraz na jego jasnym topie. Staliśmy tak dobre parę minut, przytuleni do siebie. Żadne z nas za żadne skarby nie chciało puścić.
-Przepraszam.-szepnęłam cicho nie odrywając głowy z klatki piersiowej Ash'a
-Spokojnie. Ta bluzka nie należy do moich ulubionych- chłopak lekko się zaśmiał sprawiając że i ja parsknęłam śmiechem.
Nie spodziewałam się że praktycznie obca osoba w takiej strasznej chwili zdoła choć na chwilę mnie rozbawić. Czułam się bezpieczna. Czułam się bezpieczna w ramionach praktycznie nieznanego mi chłopaka jakim był Ashton.
_______________________________________________
Rozdział nie powala, bynajmniej ja nie jestem za bardzo z niego zadowolona. Ostatnio miałam małe problemy dlatego też rozdział tak późno. Byłabym wdzięczna za każdy komentarz których ostatnio jest coraz mniej :( Zapraszam na Wattpad'a--> KLIK i do dalszego czytania.
Natyy

sobota, 6 września 2014

Rozdział 7

PRZECZYTAJ NOTATKĘ POD ROZDZIAŁEM
Wiatr delikatnie muskał kosmyki mych włosów kiedy znalazłam się pod domem mojej przyjaciółki. W tej chwili tylko to przyszło mi do głowy. Pragnęłam wszystko jej powiedzieć, wygadać się jak nigdy dotąd. Postawiłam nogę na pierwszym stopniu i nacisnęłam dzwonek który następnie rozbrzmiał w całym domu. Nie musiałam czekać zbyt długo bo już po paru sekundach drzwi otworzyły się a w nich zobaczyłam dobrze mi znaną twarz przyjaciółki.
-Hej. Przepraszam że tak wcześnie ale...ale czy mogę wejść?- zapytałam niepewnie nie wiedząc jak zareaguję Diana na tak wczesną wizytę. Nie oszukujmy się. Była niedziela a ja już o 10.00 stałam u progu jej drzwi. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i gestem ręki zaprosiła mnie do środka. Tutaj było tak cicho, tak spokojnie. Sądząc po bałaganie panującej w domu jej rodziców nie było. Usiadłam w wygodnym fotelu w salonie czekając aż Diana dołączy do mnie z dzbankiem ciepłej herbaty. W tym domu zawsze biło taką miłością. Mimo że ojciec przyjaciółki był lekarzem, znajdował zawsze dla niej czas a mama? Jej mama to istny anioł w ludzkiej skórze i jeszcze robi najlepszą szarlotkę na świecie. Pamiętam że zawsze lubiłam tutaj przebywać. Moje rozmyślania przerwała dziewczyna która postawiła tacę z dzbankiem oraz kubkami na stole. Swoimi czekoladowymi oczami przyglądała mi się bacznie. Pewnie była zdziwiona co tutaj robię. Upiłam łuk ciepłego napoju po czym stwierdziłam że czas najwyższy powiedzieć wszystko z czym tutaj przyszłam.
-Słuchaj Diana. Przez ostatni czas nie byłam z tobą do końca szczera- wpatrzona w swoje dłonie nie miałam do końca odwagi popatrzeć się w oczy dziewczyny. Bałam się jej reakcji na wieść że dopiero co nasz kontakt się odnowił a ja już zdążyłam ją okłamać. Przyjaciółka jednak tylko przysunęła się bliżej mnie kładąc swoją dłoń na mym ramieniu.
-W dzień kiedy poszłyśmy do galerii wpadłam na Ashtona, ale to już wiesz. Spędziłam z nim trochę czasu po czym dostałam sms że porwali mojego ojca. Nie wiedziałam co mam zrobić a co najgorsze zabronili mi mówić to komukolwiek. Muszę zebrać milion złotych a czas mam jedynie do 3 w nocy. Tak bardzo się boję że jeśli tego nie zrobię to oni skrzywdzą mojego ojca.- łzy spływały mi po policzkach chociaż bardzo chciałam je powstrzymać. Diana nic nie mówiła. Siedziała blisko mnie patrząc ciągle tymi swoimi oczami. Wiedziałam że ją tym przeraziłam. Nie codziennie słyszy się że ojciec przyjaciółki został porwany a na dodatek żądają okupu w wysokości tak dużej sumy. Cisza która zapanowała w pomieszczeniu była praktycznie nie do zniesienia. Już sto razy bardziej wolałabym przerażające krzyki niż tą głuchą ciszę. W końcu przerwało ją donośne stuknięcie o drzwi frontowe. Zarwałam się na równe nogi spoglądając przy tym na dziewczynę która nadal była blada na twarzy a w jej oczach widać było strach. Postanowiłyśmy jednak sprawdzić kto taki przeraził nas do szpiku kości. Ruszyłyśmy ramię w ramię przez korytarz aż ujrzałyśmy na brązowych panelach wyróżniającą się, białą karteczkę. Po moich ostatnich doświadczeniach wiedziałam że takie coś nie oznacza wygranej w totolotka. Podbiegłam lekko do drzwi a już po sekundzie trzymałam w dłoniach świstek papieru.
"A mówiłem abyś nikomu nie gadała. Masz coś za długi języczek. Żółta kartka Evans. Xx"
 
Jak? Skąd oni wiedzieli że ona jest tutaj tym bardziej że powiedziała cokolwiek Dianie. To nie było już zabawne. Oni byli chorzy, chorzy psychicznie. Przyjaciółka widząc strach jak i zdziwienie wymalowane na mojej twarzy, podbiegła do mnie wyrywając mi kartkę z dłoni i dokładnie czytając.
- Jak oni się dowiedzieli? Blair kurwa w co ty mnie wplątałaś? Ja nie chcę brać udziału w tej twojej chorej zabawie. Wydaję mi się że powinnaś już iść- ton dziewczyny był dobitny.
Nie spodziewałam się takiej reakcji z jej strony. Potrzebowałam jej a ona tak po prostu mnie zostawiła. Tego już znieść nie potrafiłam. Z jeszcze większymi łzami w oczach położyłam rękę na klamce. Odwróciłam się tylko na chwilę aby jeszcze raz spojrzeć na twarz dziewczyny.
-Prze...przepraszam-wyjąkałam po czym opuściłam posesję. Szłam szybkim krokiem przed siebie trzęsąc się z zimna gdyż bluza którą miałam na sobie nie była zbyt ciepła. Z głową spuszczoną w dół pokonywałam kolejne uliczki szturchając przy tym nie jednego przechodniego. Jeden był szczególny. Ciemnowłosy chłopak którego nie dawno miałam przyjemność poznać leżała teraz na chodniku.
-Jaka ze mnie gapa. Nic ci nie jest yyy...Calum- w samą porę udało mi się przypomnieć imię chłopaka.
-Nic się nie stało. Widzę że coś musi cię martwić- zapytał po czym wstał o własnych siłach.
Hmm czy coś mnie martwi, niech się zastanowię. Porwali mi ojca, przyjaciółka nie chce mnie znać i ogólnie świat mi się wali ale chyba jest okej, Posłałam chłopakowi miły uśmiech aby ukryć smutek w moim sercu.
-Wszystko jest dobrze. Przepraszam ale musze iść. Do zobaczenia- wyminęłam Caluma kierujący się z powrotem wzdłuż ulicy gdy nagle poczułam ogromne pieczenie na moim nadgarstku gdzie od poranka widniały dwie szramy. Dłoń chłopaka tak mocno ściskała nadgarstek aż miałam ochotę głośno krzyczeć.
-Właśnie widzę jak dobrze-wskazał na dwie kreski które przybrały barwę krwistoczerwona.
Nie miałam ochoty na jakąkolwiek rozmowę tym bardziej z osobą którą dopiero co poznałam. Wyrwałam rękę z uścisku Caluma po czym znowu ruszyłam przed siebie tym razem szybciej.
***
Dochodziła powoli 16 a ja nadal nie miałam pomysłu na skombinowanie pieniędzy. Przejrzałam kart kredytowe ojca lecz do żadnej z nich nigdzie nie było hasła. Dzwoniłam także do banku lecz niestety nie mam ukończonych 18 lat. Krzątałam się po domu bezustannie szukając czegoś czym mogłabym się zająć. Dźwięk sms podniósł poziom adrenaliny w moim organizmie. Jak zwykle była to wiadomość z zastrzeżonego. Przejechałam palcem po wyświetlaczu wchodząc od razu w wiadomość aby ją odczytać. Co dziwne nie była to kolejna groźba. Ten sms wywołał uśmiech na mojej twarzy. Czytałam go cały czas nie mogąc uwierzyć w słowa która są tam napisane.
"Na twoje konto wpłynęły pieniądze. Równo milion złotych"
 
Tylko kto to wysłał. Chciałabym tak mocno przytulic tą osobę i podziękować za to że uratowała moje życie, uratowała moją rodzinę.
____________________________________________________

Na początku chciałabym was tak bardzo przeprosić za to że tak długo nic nie dodawałam. Komputer niestety odmówił posłuszeństwa i nie miałam możliwości dodać. Teraz parę spraw organizacyjnych. Zaczął się rok szkolny a co za tym idzie dużo nauki wiec rozdziały będą pojawiać się rzadziej. Mam nadzieje że raz w tygodniu na pewno będą.
Kolejna sprawa to wattpad na którego serdecznie zapraszam--->KLIK Można tam przeczytać nie tylko nowe rozdziały "Save Me" ale także krótkie one shoty.
Ostatnią rzeczą jest mała reklamka bloga na którego bardzo chciałabym was zaprosić. Ciekawa fabuła ale to oceńcie już sami--> Zakochani "Przypadkowo"
No to chyba na tyle. Rozdział nie wyszedł jak miał wyjść ale stwierdziłam że musze już cos w końcu dodać. Dziękuję za 4000 wyświetleń. Zachęcam do komentowania i dodawania się do obserwatorów bo to naprawdę motywuję. Całuski
Natyy

Wattpad/Save me