środa, 24 września 2014

Rozdział 9

Strzał, czerwona ciecz, bezwładne ciało leżące na trawniku. Obraz tragedii z przed tygodnia cały czas przewijał się przed moimi oczami. Nie rozumiałam, nie mogłam pojąć dlaczego. Dlaczego to ja po raz kolejny miałam tak cierpieć. Dlaczego to ja po raz kolejny straciłam ważną osobę. Nie zdążyłam mu nic powiedzieć. Nie powiedziałam jak bardzo go kocham, jak bardzo cieszę się że jest w moim życiu. A co najważniejsze. Nie powiedziałam mu jak bardzo go przepraszam. Wszystko potoczyło się tak szybko. Jeden strzał z pistoletu jakiegoś dupka zmienił, zniszczył cały mój świat, całe życie. Smutek po raz kolejny opanował moją duszę lecz teraz było inaczej. Inaczej niż gdy zmarła mama. Teraz czułam pustkę. Ciotka starała się ze mną rozmawiać lecz kończyło się to zazwyczaj tak że całą rozmowę gapiłam się w pustą, brzoskwiniową ścianę a na koniec wychodziłam ze łzami w oczach trzaskając przy tym drzwiami. Nie potrafiłam sobie z tym pomóc a także nie pozwalałam innym aby mi pomogli. Lecz było coś, jedna myśl, jedno wspomnienie które pomagało uśmierzyć ból. Jego uśmiech, oczy były czymś nie do zapomnienia. Chciałam w tej chwili znaleźć się po raz kolejny w jego ramionach i czuć się bezpiecznie. Nie mogłam uwierzyć że obca osoba jaką był Ashton wywoła u mnie aż tyle pozytywnych uczuć i to jeszcze w obecnej sytuacji. Ale nie mogłam o nim myśleć. Nie teraz. 
Przeczesałam swe ciemne włosy, nałożyłam kolejną warstwę kremu aby ukryć wory pod oczami po kolejnej nieprzespanej nocy. Musiałam iść dzisiaj do szkoły, której sam widok przyprawiał mnie o dreszcze. Pismo od dyrektorki szkoły ewidentnie dawało do zrozumienia że jeśli nie pojawię się w budzie mogę już więcej do niej nie wracać. Było to moim zdaniem chore gdyż w obecnym stanie i tak nie dałabym rady skupić się na lekcjach ale aby nie przysparzać Rose więcej problemów postanowiłam że pójdę do niej.Założyłam czarne rurki na których widniały już lekki przetarcia oraz tego samego kolor ciepłą bluzę z kapturem. Ciężką torbę przewiesiłam przez ramię a następnie opuściłam ciemny pokój w którym spędzałam ostatnio większość czasu. W domu panowała głucha cisza dająca do zrozumienia że Rosalie poszła już do pracy. Nie rozumiałam jak można aż tyle pracować w pobliskim barze jeszcze za tak wszawe grosze. Podziwiałam ją za to. Jeszcze teraz spadł jej na głowę kolejne problem którym byłam ja. Weszłam do kuchni od razu kierując się do lodówki w której było jedynie światło. Na szczęście w szafce znalazłam kisiel który od razu przygotowałam. Mój żołądek potrzebował w końcu jakieś energii. Z kubkiem w dłoniach usiadłam na blacie kuchennym, wymachując przy tym nogami. W tym samym miejscu jeszcze niecały miesiąc temu jadłam kolację z ojcem która na koniec przerodziła się jak zwykle w kłótnie. Łzy od razu napłynęły mi do oczu lecz skarciłam się szybko w myślach i od razu po zjedzonym posiłku wyszłam z domu, zamykając dokładnie drzwi na zamek.
Wiatr był porywisty lecz nie mogłam narzekać na to że było mi zimno. Szłam dość szybkim krokiem co chwilę sprawdzając na telefonie godzinę aby tylko nie spóźnić się na pierwszą lekcję. Niestety nauczyciel matematyki nie tolerował spóźnialskich więc od razu miałabym załatwione spotkanie z moją ukochaną, panią dyrektor. Całe szczęście że wpadłam w ostatniej chwili do klasy, zajmując ostatnią ławkę pod oknem kiedy do klasy wszedł niskiego wzrostu, starszy mężczyzna którego włosy można było policzyć na palcach jednej ręki. Usiadł przy swoim dębowym biurku i nawet nie sprawdzając obecności od razu przeszedł do wykładania materiału. Czułam wzrok wszystkich uczniów z klasy których najwyraźniej bardziej interesowała moja osoba niż pierwiastki o których mówił profesor. Lekcja ciągnęła się niemiłosiernie długo więc gdy tylko zadzwonił wyczekiwany dzwonek jako pierwsza opuściłam salę. Schowałam niepotrzebne książki do szafki, następnie rozglądając się po korytarzu w poszukiwaniu jakieś znajomej duszy. Chciałam porozmawiać z Dianą. Od ostatniego spotkania nie zamieniłyśmy ani słowa. Wysłała mi jedynie sms że przykro jej z powodu taty. Musiałam jej przecież podziękować za te pieniądze i obiecać że zwrócę co do grosza. Na  moje szczęście zauważyłam przyjaciółkę po niecałych pięciu minutach. Byłam jednak bardzo zdziwiona gdyż przytulała się do jakiegoś wysokiego bruneta który od razu wydał mi się podejrzany. Nie czekając dłużej podeszłam do nich i lekko chrząknęłam dając do zrozumienia że tutaj jestem. Dziewczyna od razu wyrwała się z uścisku a chłopak nic nie mówiąc pocałował ją w policzek i odszedł.
-Hej Diana. Możemy porozmawiać?- zapytałam niepewnie gdyż nie wiedziałam czy ma ona ochotę na rozmowy akurat z moją osobą.
Przyjaciółka skinęła głową i poszłyśmy w jakieś ustronne miejsce aby móc se wszystko w spokoju wytłumaczyć.
-Słuchaj. Na początku chciałabym cię przeprosić. Nie powinnam była tak zareagować i zostawić cię samej z tym wszystkim.
Co dziwne to Diana zaczęła pierwsza rozmowę. Cieszyłam się że nie jest na mnie śmiertelnie obrażona.
-Miałaś prawo tak zareagować i nie mam ci tego za złe. Ja dziękuję ci za te pieniądze. Obiecuję że wszystko oddam najszybciej jak to będzie możliwe.-odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy gdyż mój humor od razu uległ zmianie.
-Ale jakie pieniądze? Ja ci nic nie dawałam- zdziwiona przyjaciółka bacznie przyglądała się mojej twarzy na której malowało się zdziwienie.
-Nie ty dałaś mi milion złotych na okup?-dopytałam się jeszcze raz z myślą że źle zrozumiałam koleżankę lecz ona po raz kolejny odpowiedziała przecząco.
Jeśli nie Diana dała mi tyle kasy to kto? Przecież nikt więcej o tym nie wiedział, nawet ciotka. Otrząsnęłam się szybko aby nie dać po sobie poznać że zdziwiło mnie to wszystko. Dziewczyna też nie drążyła dalej tematu pieniędzy.
-A jak ty się czujesz...no wiesz po stracie ojca? Wiesz że zawsze możesz na mnie liczyć.-powiedziała po czym pogłaskała moje ramię delikatną dłonią.
- Tak wiem ale proszę, nie chcę na razie o tym rozmawiać. Wolę cierpieć w samotności. Ty lepiej mów co to był za chłopak.- zmieniłam szybko temat aby nie rozkleić się na oczach dziewczyny bo wiem że do tego by doszło.
-Nazywa się Rocky i od tygodnia chodzi do naszej szkoły. Od razu połączyło nas głębsze uczucie i jestem z tego bardzo szczęśliwa. Jest miły, zabawny a przede wszystkim taki opiekuńczy.- rumieńce na twarzy dziewczyny dawały do zrozumienia że po uszy zadurzyła się w tym chłopaku.
No proszę moja przyjaciółka znalazła sobie w końcu kogoś do kogo czuje coś więcej niż przyjaźń. Nie chciałam jej mówić o moich przeczuciach więc zamknęłam buzię na kłódkę. Opowiadała o nim przez prawie całą przerwę a ja z uśmiechem na twarzy tylko kiwałam głową od czasu do czasu lekko chichocząc. Zapomniałam już jaką gadułą jest Diana. Na całe szczęście jej paplaninę przerwał dzwonek na lekcję z którego bardzo się cieszyłam.
***
Nie mogłam zaliczyć tego dnia do najgorszych. Późniejsze lekcje minęły z prędkością światła. W mojej głowie jednak cały czas krążyła jedna myśl. Tajemnicza zagadka kto dał mi aż tak wysoką sumę pieniędzy. Musiałam się tego dowiedzieć za wszelką cenę. Taka już moja natura. Weszłam do domu w którym unosił się już zapach pieczonego kurczaka w miodzie. Rzuciłam torbę w kąt przedpokoju i od razu poszłam do kuchni z której dochodziły zapachy. Ciotka, w kremowym fartuchu, zmywała ostatnie naczynia które zostały w zlewie. Wiedziałam że to ona przygotowała te pyszności więc usiadłam bez słowa przy stole czekając aż soczysty kurczak pojawi się na talerzu. Rose odwróciła się do mnie, wycierając swe mokre dłonie w ściereczkę.
-W salonie stoi bukiet czerwonych róż dla ciebie. Czemu mi nie powiedziałaś że z kimś się spotykasz?- ciotka patrzyła na mnie tymi swoimi pięknymi oczami a ja zaniemówiłam z tego wszystkiego.
-Bo z nikim się nie spotykam. To pewnie pomyłka- odpowiedziałam, od razu wstając od stołu i kierując się do salonu gdzie na stoliku stał przepiękny bukiet pachnących, czerwonych róż. Znalazłam tam mały bilecik więc otworzyłam z zaciekawieniem karteczkę.
"Na poprawę humoru. Mam nadzieje że ci się spodobają. 
Ash"
Nie mogłam w to uwierzyć. Ten piękny bukiet był od Ashtona. Od chłopaka który cały czas zaprząta mi myśli. Ciekawe skąd wiedział że róże te moje ulubione kwiaty. Uśmiechałam się sama do siebie co z boku musiało wyglądać komicznie. Nie codziennie dostaję się bukiet stu róż od chłopaka z którym widziało się góra trzy razy. Zaskakiwał mnie coraz bardziej. Ashton znowu zakodował się w moim umyśle i wątpię że teraz tak szybko uda mi się o nim zapomnieć. 
___________________________________________________________________________________

Jest i 9 rozdział. Nie wiem czy powala ale do najgorszych nie należy *bynajmniej takie jest moje zdanie*. Piszcie w komentarzach co wy o nim sądzicie bo to naprawdę daje do myślenia oraz motywuje do dalszego pisania. W końcu Rocky pojawił się w opowiadaniu. W następnym rozdziale postaram się przybliżyć wam trochę bardziej jego osobę. Ashton jak zwykle musi być lecz będę też się starać aby było o więcej. 
Dziękuję za miłe komentarze :* Zapraszam oczywiście na Wattpada oraz do czytania genialnego opowiadania Last Chance. Pozdrawiam <3 
Natyy

5 komentarzy:

  1. Super rozdział ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam! Diana nie przelała tego miliona, bo zrobił to Ash...a przynajmniej tak obstawiam. Rozdział strasznie mi się podoba. *___* Sama chciałabym dostać taki bukiet (xD) Shippuje ALIAR!!! Czekam na nn <3 I zdrowia kochana <3

    OdpowiedzUsuń
  3. fajny rozdział ;)
    http://przepisynadesery.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. [SPAM]
    Kelly Evans jest po prostu zwyczajną dziewczyną. Ona jest aniołkiem swojego taty. Ma dobre stopnie, przyjaciół, ale nie każdy jest tym, kim się wydaje. On ma tą swoją "grę śmierci", jest tak bardzo zdeterminowany, aby wygrać, że nie zdaje sobie sprawy, że ona też gra.

    http://ujawnienie-luke-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz wywołuje na mojej twarzy uśmiech i motywuje do dalszego pisania. Dziękuję <3

Wattpad/Save me