poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział 11

Siedziałam otulona swym czerwonym kocem, rozmyślając o dzisiejszym zajściu w szkole. O słowach Ash'a ostrzegającego mnie przed Rocky'm. Co on wiedziała o nim? Czemu miałam zniszczyć związek mojej przyjaciółki która i tak wycierpiała się przeze mnie wystarczająco dużo. Ona pomagała mi uporać się z problemami po stracie mamy. Mimo że dość często ją olewałam to ona i tak była przy mnie. A teraz ja mam zniszczyć coś na czym jej zależy. Schowałam głowę pomiędzy kolana i wydałam z siebie zduszone westchnięcie.
-Ciężki dzień?-usłyszałam głos dobiegający z korytarza. Podniosłam głowę aby spojrzeć na ciotkę w błękitnej sukience która stała oparta o framugę moich otwartych drzwi.
-Muszę podjąć decyzję czy pozwolić aby osoba bliska mojemu sercu była szczęśliwa czy okazać się egoistką i zadbać o własny tyłek-odpowiedziałam spoglądając w jej przepełnione troską oczy. Wyglądała jakby nie zrozumiała słów które przed chwilą powiedziałam albo nie chciała ich zrozumieć wiec szybko zmieniłam temat.
-A jak było w pracy? Wyszłaś dziś dość szybko?
Twarz blondynki od razu rozpromieniała z czego można było wnioskować że ten dzień uważała za udany. Przynajmniej ona.
-Szef dał mi dzisiaj podwyżkę oraz zaproponował awans na stanowisko menadżera-Rose wręcz wyśpiewała te słowa. To wspaniałe że w końcu ją docenili. Tyle ile ona wkładała wysiłku w tą nic nie wartą pracę, naprawdę nie mogło zostać niezauważone.
-To wspaniała wiadomość! Tak bardzo się cieszę!- przytuliłam ją mocno a ona wydała zduszony dźwięk duszącej się wiewiórki. Zrobiłam krok do tylu po czym obydwie wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Za 15 minut kolacja-powiedziała następnie nie przestając się śmiać zeszła na dół.
Chociaż na trochę zapomniałam o tych problemach. Lubiłam patrzeć jak osoby w moim otoczeniu są szczęśliwe. Nawet jeśli miałoby to być moim kosztem. Podeszłam do stolika gdzie znajdował się mój telefon który obecnie grał znajomą mi muzyczkę oznaczającą ze ktoś dzwoni. Przesunęłam palcem po ekranie szybciej sprawdzając kto nie daje mi spokoju.
-Hallo?-powiedziałam niepewnie nie chcąc ujawniać że cieszę się na tą rozmowę
-Jak się czujesz kotku?-męski głos z drugiej strony brzmiał bardzo radośnie jakby należał do małego chłopca.
-Ashton to że pocałowałeś mnie rano nie daje ci prawa aby nazywać mnie kotkiem- próbowałam brzmieć poważnie lecz jeszcze bardziej rozbawiłam chłopaka.
-Jeśli drugi pocałunek sprawi że będę mógł do ciebie tak mówić to zaraz do ciebie przyjdę.
Naprawdę zbliżyłam się do tego chłopaka który z początku wydawał mi się jednym wielkim kłopotem. Dobrze ze rozmawialiśmy jedynie przez telefon bo moje policzki od razu pokryły się rumieńcami.
-Czego chcesz Irwin, mam zaraz kolację- zmusiłam się do przerwania tej niezręcznej ciszy.
-Ałć, kotku jakieś kanapki ważniejsze ode mnie? Czuje się urażony.
-Nie zgrywaj się. Pytam naprawdę po co dzwonisz bo na pewno nie jest to po to aby się podroczyć-tym razem zapytałam naprawdę poważnie, siadając na miękkim łóżku.
Wyczułam ze Ash powoli się uspokaja i już poważnym tonem zaczyna mówić.
-Chciałem cie przeprosić. Nie powinienem cie stawiać w takiej sytuacji. Wiem ze przyjaciółka jest dla ciebie ważne ale ty jesteś naj...-uciął w połowie zdania lecz dobrze wiedziałam co chciał powiedzieć.
-Ty tez jesteś dla mnie ważny. Dlatego nie masz za co przepraszać. A teraz naprawdę muszę iść na tą kolację. Zobaczymy się jutro-powiedziałam nie przestając się uśmiechać.
-Ah tak ta nieszczęsna kolacja która jest ważniejsza ode mnie.-odpowiedział chcąc nadal się ze mną droczyć.
-Pieprz się Irwin. Do jutro- głośny śmiech wydarł się z moich ust.
-Tylko z tobą. Do jutro kotku- odpowiedział po czym rozmowa dobiegła końca a ja nie mogłam uwierzyć co właśnie się przed chwilą stało. Znamy się dobre parę tygodni a czuje ze zajmuje on w mym sercu jedno z ważniejszych miejsc. Naprawdę coś ze mną nie tak lecz chciałabym się tak czuć każdego dnia.
***
Rano obudziłam się cała w skowronkach mimo ze czekał mnie sprawdzian ze znienawidzonej przeze mnie fizyki. Są ludzie którzy chłoną wiedzę od razu po zajrzeniu do zeszytu i są tez tacy jak ja którzy całą noc to mało czasu. Zwlekłam się z łóżka i sprawdziłam pogodę za oknem. Było dość ciepło jak na tą porę roku lecz i tak wyczuwało się lekki wiatr. Wyciągnęłam z szafy mój ulubiony, bordowy sweter oraz szare leginsy a następnie szybko założyłam ubrania na siebie. Włosy splotłam w luźny warkocz który muszę przyznać wyszedł mi dzisiaj nieźle. Usta pomalowałam lekko błyszczykiem a następnie wyszłam z pokoju aby zjeść jakieś śniadanko. Cioci nie było już w domu lecz rozumiałam ze chciała wypaść jak najlepiej na nowym stanowisku. Nasypałam miseczkę płatków które następnie zalałam mlekiem sojowym. Nie zdążywszy wziąć nawet łyżki do ust mój telefon zaczął wibrować na blacie kuchennym. Odblokowałam go, od razu wchodząc w wiadomości.
Od Ash:
Czekam na cb już przed domem :*
Wyjrzałam przez okno w lekkim szoku gdy zobaczyłam białe lamborghini. Szczeka mi opadła na widok tego cudeńka. Jeśli tak ma wyglądać każdy poranek to ja chętnie będę chodzić do szkoły. Zostawiłam nieruszoną miseczkę z płatkami, po czym wzięłam torbę i wyszłam z domu od razu kierując się do samochodu.
-Czy teraz codziennie będziesz przyjeżdżać po mnie rano?-zapytałam, zapinając pasy a uśmiech nie schodził z moich malinowych ust.
Chłopak spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi oczami i także się uśmiechnął.
-Przecież moja dziewczyna nie może chodzić na pieszo do szkoły. Sorry ale jestem dżentelmen.-odpowiedział a ja poczułam że znowu się zarumieniłam.
___________________________________________________________________________

Na początku przepraszam że po tak długim czasie dodaję rozdział. Wiem że mineło dużo, dużo czas lecz nie gniewajcie się na mnie. Nie miałam w ogóle weny i nawet myślałam czy by nie zakończyć pisania tego ff. Lecz niektórzy *oni już wiedzą o kogo chodzi* ciągle się dopytywali o nowy rozdział więc postanowiłam wziąć się w garść i napisać w końcu. Trochę krótki i nudny ale jak mówię wena chyba gdzieś ode mnie odeszła. Liczę że następny wyjdzie lepiej. 
Ashton i Blair w końcu razem! Kto się cieszy? Cały rozdział poświęcony praktycznie im. Muszę coś wykombinować aby więcej się działo bo jak na razie nudnooo. 
Dziękuję za ostatnie komentarze :* wiele to dla mnie znaczy. Liczę że i teraz trochę i będzie i powiecie mi czy warto to jeszcze pisać.
Do następnego rozdziału <3 

niedziela, 12 października 2014

Rozdział 10

Dębowa podłoga uginała się lekko z każdym moim kolejnym krokiem. Nie wiedziałam gdzie jestem ani skąd się tutaj wzięłam. Mrok korytarza rozświetlała jedynie zapalona świeczka która stała na końcu długiego korytarza. Pragnęłam jak najszybciej się przy nie znaleźć lecz korytarz z każdym krokiem stawał się coraz dłużysz. Moją skórę w tym momencie przeszył przerażający chłód a do uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi. Głośne kroki były coraz bardziej słyszalne a ja stałam nadal w tym samym miejscu niczym posąg. Wysoka postać stanęła tuż obok zapalonej świeczki ukazując się w całej okazałości. Co prawda nie widziałam twarzy lecz wiedziałam że jest to dobrze zbudowany mężczyzna. Pragnęłam uciekać , nie chciałam tutaj zostać ani minuty dłużej, lecz moja ciało nawet nie drgnęło. W ciągu sekundy mężczyzna znalazł się koło mnie, a jego dłoń błądziła po całym moim ciele. 
-Nawet nie wiesz jak miło jest mieć ciebie przy sobie Blair. Gra się jeszcze nie skończyła!
Ten głos! Odwróciłam powoli głowę aby zobaczyć kim był ten psychol.
-Niee! Tylko nie ty! 

Pot spływał ciurkiem po mojej twarzy kiedy zerwałam się z przerażającego snu. Zdarzało mi się to dość często, że budziłam się z krzykiem lub oblana cała potem. Bałam się co jeszcze moja wyobraźnia jest w stanie wymyślić. Może faktycznie powinnam skorzystać z rady ciotki i pójść do tego psychologa. Ewidentnie sobie nie radzę z całą tą zaistniałą sytuacją. Założyłam jedwabny szlafrok po czym wstałam z łózka chcąc jak najszybciej otrząsnąć się z tego koszmaru. Ręce nadal trzęsły się niemiłosiernie a nogi były jak z waty. Spojrzałam na wiszący plan zajęć i odetchnęłam z ulga gdyż lekcje zaczynałam dopiero o 10. Miałam sporo czasu aby się wyszykować oraz ochłonąć po śnie. Biorąc telefon do ręki zeszłam na dół aby zrobić sobie coś do jedzenia lecz moja kochana ciocia już o tym pomyślała. Na stole stał talerzyk z rogalem na którego miałam już ochotę od paru dni. Odziana jedynie w szlafrok poszłam do salonu gdzie na stole nadal stał piękny bukiet czerwonych róż które wczoraj przysłał Ashton. Musnęłam delikatnie palcami płatki po czym usiadłam wygodnie w fotelu i włączyłam telewizor. Nie zdążyłam wziąć nawet kęsa śniadania kiedy po całym domu rozległ się głośny dźwięk dzwonka do drzwi. O tej porze przecież nikogo się nie spodziewałam. Moje ciało po ostatnich przeżyciach od razu ogarnęło przerażenie. Niepewnie wstałam z fotela i ruszyłam w stronę wejściowych drzwi. Otworzyłam zamek po czym powoli uchyliłam drzwi. Odetchnęłam z ulgą gdy moim oczom ukazała się blond czupryna chłopaka. Jego czarny top opinał lekko dobrze wyrzeźbioną klatkę piersiową a włosy były pozostawione w totalnym nieładzie. Otworzyłam szerzej drzwi a jego usta mimowolnie się otworzyły dając mi do zrozumienia że stałam przed nim jedynie w szlafroku. Moje policzki od razu oblały się rumieńcem. Gestem ręki zaprosiłam go do środka, po czym powiedziałam aby rozgościł się w salonie a sama pobiegłam na górę aby się ubrać. Wyciągnęłam z szafy czarne, grube rajstopy, krótką granatową spódnice oraz luźny, granatowy top. Szybko się ubrałam, splotłam włosy w luźnego warkocza, wzięłam do ręki gruby, rozpinany sweter i zeszłam na dół nie chcąc aby Ashton siedział dłużej sam w salonie. Byłam zdziwiona jego wizytą lecz z drugiej strony cieszyłam się. Chłopak jednak nie nudził się. Rozłożył się na kanapie z pilotem w ręce przeżuwając ostatni kęs mojego rogala. 
-Smakowało ci?-zapytałam z lekką ironią siadając naprzeciw niego. 
-Było bardzo dobre. Wiesz że nie musiałaś się przebierać. W szlafroku było ci o wiele lepiej.- z uśmiechem na ustach skakał po kanał jakby był u siebie w domu. 
W szlafroku było mi lepiej? Boże o czym on myślał w tym swoim małym móżdżku. Mi ewidentnie nie było do śmiechu. 
-Możesz mi powiedzieć dlaczego przyszedłeś do mnie tak wcześnie, zżarłeś mi moje śniadanie i jakby nigdy nic leżysz na mojej kanapie?
Z twarzy chłopaka zniknął już łobuzerski uśmiech a pojawiła się powaga.
-Chodzi o chłopaka twojej przyjaciółki. Trzymaj go od niej, od was z daleka.- słowa chłopaka były takie chłodne ale za razem biło z nich tyle troski. 
Ale Rocky był porządnym chłopakiem a co najważniejsze Diana czuła do niego coś więcej niż zwykłą przyjaźń. Była z nim szczęśliwa.
-Ashton czy ty się dobrze czujesz? Niby dlaczego mam zabraniać Dianie spotkać się z Rocky'm? Coś ty nagle taki opiekuńczy?-słowa wypływały ze mnie niczym woda.
Najwidoczniej nie spodobała mu się moja odpowiedź bo wstał i ruszył w kierunku drzwi. Nie miał żadnego prawa aby ode mnie tego wymagać. Nie miałam zamiaru się go słuchać. 
-Nie będziesz mi mówić co mam robić.- krzyknęłam a chłopak od razu się zatrzymał.
Szybko odwrócił się w moją stronę,podszedł do fotela i złożył na moich ustach namiętny pocałunek. Totalnie się rozpłynęłam. Chciałam aby ta chwila trwała jak najdłużej. Moje dłonie mimowolnie wplątały się w jego włosy dając do zrozumienia że nie chcę aby przestawał.
-Proszę trzymajcie się od niego z daleka- szepnął mi do ucha o wiele łagodniejszym głosem. 
Nie byłam w stanie racjonalnie myśleć więc tylko skinęłam głową. Uśmiechnął się jeszcze raz do mnie po czym wyszedł z domu zostawiając mnie samą z milionem myśli. Naprawdę miałam odebrać radość mojej przyjaciółce? Nie chciałam tego niszczyć ale chyba powinnam z nią pogadać. Boże czemu nie może być w końcu dobrze tylko wszystko zawsze się chrzani. 
***

Na korytarzach jak zwykle było pełno rozwrzeszczanych nastolatków którzy tylko przeciskali się do swoich szafek. Rozglądałam się za moją przyjaciółka gdyż chciałabym mieć już tą rozmowę za sobą. Ciągle miałam w głowie słowa Ash'a który mówił żebyśmy trzymały się od niego z daleka. On go musiał znać, musiał wiedzieć o nim coś o czym ja ani Diana nie miałyśmy zielonego pojęcia. Podeszłam do szafki aby wyciągnąć z niech książki na fizykę z profesorem Petersonem kiedy poczułam gwałtowne szarpnięcie do tyłu. Książki upadły na ziemię a ja w ciągu sekundy znalazłam się w składziku na szczotki. Ciemność jaka w nim panowała nie pozwalała mi na ujrzenie twarzy chłopaka który mnie tutaj przyciągnął. Jego zimny oddech doskonale czułam kiedy pochylił się ku mojej szyi.
-Nie niszcz szczęścia przyjaciółki tylko dlatego że jakiś dupek cię o to prosił. Pamiętaj że gra się jeszcze nie skończyła.
Opadłam na zimną posadzkę kiedy nieznajomy wyszedł ze składzika. Co to do cholery miało znowu być.Teraz naprawdę czułam się jak w jakimś pieprzonym horrorze którego scenariusza nie miałam szansy poznać.
___________________________________________________________________________________

Na początku zacznę od tego żeby was przeprosić za to że rozdziały pojawiają się po tak długim czasie i nie są najlepsze. Chyba powoli tracę na to wszystko wenę. Ten rozdział nie wyszedł najlepiej ale mam nadzieje że później jakoś to się rozkręci  *zawsze tak mówię*. Pojawił się już wątek pomiędzy Blair a Ashtonem z czego jestem po części zadowolona. Dziękuję za komentarze chociaż nie powiem żeby było ich jakoś multum. Zapraszam także na Wattpad'a oraz na wspaniałego bloga Last Chance.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ <3
Natyy

środa, 24 września 2014

Rozdział 9

Strzał, czerwona ciecz, bezwładne ciało leżące na trawniku. Obraz tragedii z przed tygodnia cały czas przewijał się przed moimi oczami. Nie rozumiałam, nie mogłam pojąć dlaczego. Dlaczego to ja po raz kolejny miałam tak cierpieć. Dlaczego to ja po raz kolejny straciłam ważną osobę. Nie zdążyłam mu nic powiedzieć. Nie powiedziałam jak bardzo go kocham, jak bardzo cieszę się że jest w moim życiu. A co najważniejsze. Nie powiedziałam mu jak bardzo go przepraszam. Wszystko potoczyło się tak szybko. Jeden strzał z pistoletu jakiegoś dupka zmienił, zniszczył cały mój świat, całe życie. Smutek po raz kolejny opanował moją duszę lecz teraz było inaczej. Inaczej niż gdy zmarła mama. Teraz czułam pustkę. Ciotka starała się ze mną rozmawiać lecz kończyło się to zazwyczaj tak że całą rozmowę gapiłam się w pustą, brzoskwiniową ścianę a na koniec wychodziłam ze łzami w oczach trzaskając przy tym drzwiami. Nie potrafiłam sobie z tym pomóc a także nie pozwalałam innym aby mi pomogli. Lecz było coś, jedna myśl, jedno wspomnienie które pomagało uśmierzyć ból. Jego uśmiech, oczy były czymś nie do zapomnienia. Chciałam w tej chwili znaleźć się po raz kolejny w jego ramionach i czuć się bezpiecznie. Nie mogłam uwierzyć że obca osoba jaką był Ashton wywoła u mnie aż tyle pozytywnych uczuć i to jeszcze w obecnej sytuacji. Ale nie mogłam o nim myśleć. Nie teraz. 
Przeczesałam swe ciemne włosy, nałożyłam kolejną warstwę kremu aby ukryć wory pod oczami po kolejnej nieprzespanej nocy. Musiałam iść dzisiaj do szkoły, której sam widok przyprawiał mnie o dreszcze. Pismo od dyrektorki szkoły ewidentnie dawało do zrozumienia że jeśli nie pojawię się w budzie mogę już więcej do niej nie wracać. Było to moim zdaniem chore gdyż w obecnym stanie i tak nie dałabym rady skupić się na lekcjach ale aby nie przysparzać Rose więcej problemów postanowiłam że pójdę do niej.Założyłam czarne rurki na których widniały już lekki przetarcia oraz tego samego kolor ciepłą bluzę z kapturem. Ciężką torbę przewiesiłam przez ramię a następnie opuściłam ciemny pokój w którym spędzałam ostatnio większość czasu. W domu panowała głucha cisza dająca do zrozumienia że Rosalie poszła już do pracy. Nie rozumiałam jak można aż tyle pracować w pobliskim barze jeszcze za tak wszawe grosze. Podziwiałam ją za to. Jeszcze teraz spadł jej na głowę kolejne problem którym byłam ja. Weszłam do kuchni od razu kierując się do lodówki w której było jedynie światło. Na szczęście w szafce znalazłam kisiel który od razu przygotowałam. Mój żołądek potrzebował w końcu jakieś energii. Z kubkiem w dłoniach usiadłam na blacie kuchennym, wymachując przy tym nogami. W tym samym miejscu jeszcze niecały miesiąc temu jadłam kolację z ojcem która na koniec przerodziła się jak zwykle w kłótnie. Łzy od razu napłynęły mi do oczu lecz skarciłam się szybko w myślach i od razu po zjedzonym posiłku wyszłam z domu, zamykając dokładnie drzwi na zamek.
Wiatr był porywisty lecz nie mogłam narzekać na to że było mi zimno. Szłam dość szybkim krokiem co chwilę sprawdzając na telefonie godzinę aby tylko nie spóźnić się na pierwszą lekcję. Niestety nauczyciel matematyki nie tolerował spóźnialskich więc od razu miałabym załatwione spotkanie z moją ukochaną, panią dyrektor. Całe szczęście że wpadłam w ostatniej chwili do klasy, zajmując ostatnią ławkę pod oknem kiedy do klasy wszedł niskiego wzrostu, starszy mężczyzna którego włosy można było policzyć na palcach jednej ręki. Usiadł przy swoim dębowym biurku i nawet nie sprawdzając obecności od razu przeszedł do wykładania materiału. Czułam wzrok wszystkich uczniów z klasy których najwyraźniej bardziej interesowała moja osoba niż pierwiastki o których mówił profesor. Lekcja ciągnęła się niemiłosiernie długo więc gdy tylko zadzwonił wyczekiwany dzwonek jako pierwsza opuściłam salę. Schowałam niepotrzebne książki do szafki, następnie rozglądając się po korytarzu w poszukiwaniu jakieś znajomej duszy. Chciałam porozmawiać z Dianą. Od ostatniego spotkania nie zamieniłyśmy ani słowa. Wysłała mi jedynie sms że przykro jej z powodu taty. Musiałam jej przecież podziękować za te pieniądze i obiecać że zwrócę co do grosza. Na  moje szczęście zauważyłam przyjaciółkę po niecałych pięciu minutach. Byłam jednak bardzo zdziwiona gdyż przytulała się do jakiegoś wysokiego bruneta który od razu wydał mi się podejrzany. Nie czekając dłużej podeszłam do nich i lekko chrząknęłam dając do zrozumienia że tutaj jestem. Dziewczyna od razu wyrwała się z uścisku a chłopak nic nie mówiąc pocałował ją w policzek i odszedł.
-Hej Diana. Możemy porozmawiać?- zapytałam niepewnie gdyż nie wiedziałam czy ma ona ochotę na rozmowy akurat z moją osobą.
Przyjaciółka skinęła głową i poszłyśmy w jakieś ustronne miejsce aby móc se wszystko w spokoju wytłumaczyć.
-Słuchaj. Na początku chciałabym cię przeprosić. Nie powinnam była tak zareagować i zostawić cię samej z tym wszystkim.
Co dziwne to Diana zaczęła pierwsza rozmowę. Cieszyłam się że nie jest na mnie śmiertelnie obrażona.
-Miałaś prawo tak zareagować i nie mam ci tego za złe. Ja dziękuję ci za te pieniądze. Obiecuję że wszystko oddam najszybciej jak to będzie możliwe.-odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy gdyż mój humor od razu uległ zmianie.
-Ale jakie pieniądze? Ja ci nic nie dawałam- zdziwiona przyjaciółka bacznie przyglądała się mojej twarzy na której malowało się zdziwienie.
-Nie ty dałaś mi milion złotych na okup?-dopytałam się jeszcze raz z myślą że źle zrozumiałam koleżankę lecz ona po raz kolejny odpowiedziała przecząco.
Jeśli nie Diana dała mi tyle kasy to kto? Przecież nikt więcej o tym nie wiedział, nawet ciotka. Otrząsnęłam się szybko aby nie dać po sobie poznać że zdziwiło mnie to wszystko. Dziewczyna też nie drążyła dalej tematu pieniędzy.
-A jak ty się czujesz...no wiesz po stracie ojca? Wiesz że zawsze możesz na mnie liczyć.-powiedziała po czym pogłaskała moje ramię delikatną dłonią.
- Tak wiem ale proszę, nie chcę na razie o tym rozmawiać. Wolę cierpieć w samotności. Ty lepiej mów co to był za chłopak.- zmieniłam szybko temat aby nie rozkleić się na oczach dziewczyny bo wiem że do tego by doszło.
-Nazywa się Rocky i od tygodnia chodzi do naszej szkoły. Od razu połączyło nas głębsze uczucie i jestem z tego bardzo szczęśliwa. Jest miły, zabawny a przede wszystkim taki opiekuńczy.- rumieńce na twarzy dziewczyny dawały do zrozumienia że po uszy zadurzyła się w tym chłopaku.
No proszę moja przyjaciółka znalazła sobie w końcu kogoś do kogo czuje coś więcej niż przyjaźń. Nie chciałam jej mówić o moich przeczuciach więc zamknęłam buzię na kłódkę. Opowiadała o nim przez prawie całą przerwę a ja z uśmiechem na twarzy tylko kiwałam głową od czasu do czasu lekko chichocząc. Zapomniałam już jaką gadułą jest Diana. Na całe szczęście jej paplaninę przerwał dzwonek na lekcję z którego bardzo się cieszyłam.
***
Nie mogłam zaliczyć tego dnia do najgorszych. Późniejsze lekcje minęły z prędkością światła. W mojej głowie jednak cały czas krążyła jedna myśl. Tajemnicza zagadka kto dał mi aż tak wysoką sumę pieniędzy. Musiałam się tego dowiedzieć za wszelką cenę. Taka już moja natura. Weszłam do domu w którym unosił się już zapach pieczonego kurczaka w miodzie. Rzuciłam torbę w kąt przedpokoju i od razu poszłam do kuchni z której dochodziły zapachy. Ciotka, w kremowym fartuchu, zmywała ostatnie naczynia które zostały w zlewie. Wiedziałam że to ona przygotowała te pyszności więc usiadłam bez słowa przy stole czekając aż soczysty kurczak pojawi się na talerzu. Rose odwróciła się do mnie, wycierając swe mokre dłonie w ściereczkę.
-W salonie stoi bukiet czerwonych róż dla ciebie. Czemu mi nie powiedziałaś że z kimś się spotykasz?- ciotka patrzyła na mnie tymi swoimi pięknymi oczami a ja zaniemówiłam z tego wszystkiego.
-Bo z nikim się nie spotykam. To pewnie pomyłka- odpowiedziałam, od razu wstając od stołu i kierując się do salonu gdzie na stoliku stał przepiękny bukiet pachnących, czerwonych róż. Znalazłam tam mały bilecik więc otworzyłam z zaciekawieniem karteczkę.
"Na poprawę humoru. Mam nadzieje że ci się spodobają. 
Ash"
Nie mogłam w to uwierzyć. Ten piękny bukiet był od Ashtona. Od chłopaka który cały czas zaprząta mi myśli. Ciekawe skąd wiedział że róże te moje ulubione kwiaty. Uśmiechałam się sama do siebie co z boku musiało wyglądać komicznie. Nie codziennie dostaję się bukiet stu róż od chłopaka z którym widziało się góra trzy razy. Zaskakiwał mnie coraz bardziej. Ashton znowu zakodował się w moim umyśle i wątpię że teraz tak szybko uda mi się o nim zapomnieć. 
___________________________________________________________________________________

Jest i 9 rozdział. Nie wiem czy powala ale do najgorszych nie należy *bynajmniej takie jest moje zdanie*. Piszcie w komentarzach co wy o nim sądzicie bo to naprawdę daje do myślenia oraz motywuje do dalszego pisania. W końcu Rocky pojawił się w opowiadaniu. W następnym rozdziale postaram się przybliżyć wam trochę bardziej jego osobę. Ashton jak zwykle musi być lecz będę też się starać aby było o więcej. 
Dziękuję za miłe komentarze :* Zapraszam oczywiście na Wattpada oraz do czytania genialnego opowiadania Last Chance. Pozdrawiam <3 
Natyy

środa, 17 września 2014

Rozdział 8

Radość. Uczucie którego przez ostatni czas brakowało w moim sercu w końcu wróciło. Cieszyłam się jak małe dziecko które dostało różowego balona na festynie. Myśl że już niedługo zobaczę ojca była niczym wygrana na loterii. Przez ten krótki czas uświadomiłam sobie jak ważne miejsce w moim życiu zajmuje tato. Świadomość że już nigdy bym go nie zobaczyła, że już nigdy bym się do niego nie przytuliła, że nigdy nie zjadłabym tego spaghetti w niedzielne popołudnie było najgorszą rzeczą pod słońcem. Pragnęłam naprawić wszystko co schrzaniłam przez ostatni rok. Wierzyłam jak nigdy dotąd że mi się uda odbudować wszystko od nowa. A to wszystko dzięki tajemniczej osobie. Rozum podpowiadał mi że to Diana przelała tak wysoką kwotę. No bo przecież nikt więcej o tym nie widział. Czułam że jednak nasza przyjaźń jest coś warta. Że to wszystko co powiedziała było pod wpływem emocji których w tamtym momencie trudno było opanować. Lecz nie dziwie się jej tego co powiedziała. Chyba każda normalna osoba zareagowała by podobnie. No nic. Będę musiała zadzwonić do niej i za wszystko podziękować.
Dzień o dziwo był bardzo słoneczny chociaż momentami zawiewał przeszywający, zimny wiatr. Ubrana w ciemne rurki, szarą podkoszulkę i tego samego kolor sweter weszłam na klatkę schodową prowadzącą do mieszkania ciotki. Bądź co bądź w obecnej chwili to ona sprawowała nade mną opiekę i nie mogłam tak sobie znikać. To i tak cud że przez ostatnie dwa dni zadzwoniła jedynie raz. Włożyłam klucz w dziurkę delikatnie obracając nadgarstek. Nacisnęłam klamkę po czym weszłam do mieszkania jak gdyby nigdy nic. Jak bym wyszła z niego parę minut temu a teraz wróciła jedynie po telefon. Blondynka stała przy kuchence ze skupieniem mieszając zupę której zapach roznosił się nawet po klatce schodowej.
-Rose jestem.- odezwałam się rzucając torbę na fotel przy okazji na nim siadając.
-A któż to wrócił do domu? Mam nadzieje że razem z Dianą robiłyście coś ważnego przez ten weekend.- słowa wypłynęły z ust kobiety niczym melodia obdarzając mnie przy tym ciepłym uśmiechem.
Skinęłam głową po czym podniosłam lekko kąciki malinowych ust. Przyglądałam się ciotce która nie świadoma tego co działo się przez ostatni weekend w moim życiu przygotowywała swoją popisową zupę. Chciałam jej powiedzieć wszystko. Przecież ten koszmar jest już za nami. Dzisiaj tato wróci i będzie jak dawniej. Lecz postanowiłam zachować to w tajemnicy aby nie przysparzać jej kolejnych zmartwień. Włączyłam telewizor który od razu odpalił moją ulubioną stację muzyczną. Głowa aż sama kołysała mi się w dźwięk muzyki. No cóż ja poradzę. Humor mi dopisywał i zauważyła to nawet Rose gdyż uśmiechnęła się do mnie jeszcze szerzej.
-Blair zupa już na stole.- usłyszałam ciotkę gdy skończyła się moja ulubiona piosenka.
Podniosłam dupsko z miękkiego fotela i pociągnęłam nogami do pomieszczenia obok gdzie z nad talerza unosił się piękny zapach zupy. Podczas posiłku ciotka wypytywała mnie o weekend i z wielką trudnością było mi ją okłamywać. Nienawidziłam kłamstwa lecz nie mogłam jej nic powiedzieć.
Popołudnie zleciało w towarzystwie ciotki szybko. Odliczałam już godziny do spotkania z tymi psycholami i odzyskania ojca. Na całe szczęście Rose pracowała dzisiaj na nocną zmianę i w spokoju mogłam wymknąć się na umówione w parku spotkanie. Od razu po zamknięciu się drzwi za kobietą zaczęłam się szykować do wyjścia. Zegar wybijał godzinę 23:00 czyli do spotkania zostało jedynie cztery godziny. Milion złoty który wybrałam w drodze do mieszkania, staranie włożyłam do ciemnej torby. Byłam tak szczęśliwa że wręcz nie mogłam doczekać się dzisiejszego spotkania. Ciągle spoglądałam na zegarek którego wskazówki jakby zatrzymały się w miejscu. Zdziwił mnie jedynie fakt iż nie dostałam sms przypominającego o spotkaniu. To na pewno świadczyło o tym że dzisiaj koszmar się skończy. Gdy wybiła w końcu godzina 1:00 postanowiłam wyjść aby jak najszybciej skończyć ten horror. Założyłam skórzaną kurtkę, przewiesiłam torbę przez ramię i z uśmiechem na twarzy wyszłam z mieszkania zamykając drzwi na zamek. Ulicę jak zwykle były o tej godzinie opustoszałe. Szybko dotarłam do parku który znajdował się niedaleko osiedla gdzie obecnie mieszkałam. Tak samo jak ostatnim razem, w parku panowała ciemność a latarnie ledwo co oświetlały drogę. Usiadłam na ławce bo spotkania miałam jeszcze trochę czasu. Liczyłam że prześladowcy pojawią się szybciej. Trzęsłam się z zimna. Ale ja jestem głupia. Już drugi raz tutaj jestem i po raz kolejny zapomniałam ubrać na siebie cos ciepłego. Godzina minęła szybko. Usłyszałam czyjeś głosy tuż nad stawem który znajdował się w centrum parku. Ruszyłam się i jak najszybciej doszłam do stawu gdzie ewidentnie stały trzy osoby a raczej dwie bo trzecia siedziała skulona na trawniku. Podbiegłam szybko do zwijającej się osoby na ziemi i od razu rozpoznałam w niej postać mego ojca. Przecież nic mieli mu nie robić, miał być bezpieczny. Łzy aż cisnęły mi się do oczu. Rzuciłam torbę na trawnik i uklękłam przy tacie.
-Oh kochana córeczka przybyła z pomocą tatusiowi. Masz forsę?- odezwał się wysoki mężczyzna.
Wskazałam ręką czarną torbę skupiając teraz całą uwagę na ojcu. Słyszałam za plecami jedynie śmiechy mężczyzn. Ojciec był nie przytomny. Tak bardzo się o niego bałam. Podniosłam go z ziemi chcąc zaprowadzić go do domu. Ruszyłam przed siebie nie zważając na chłopaków którzy dalej śmiali się przyglądając torbę z pieniędzmi.
-Ej słoneczko chyba o czymś zapomnieliśmy. Mam dla ciebie taki bonus.- odezwał się młodszy głośno się śmiejąc.
Usłyszałam dźwięk nabijanego pistoletu i strzał. Ten dźwięk całkowicie sparaliżował całe moje ciało. Czerwona ciecz skapywała na moje trampki. To nie prawda, to chyba żart! Osunęłam się na trawnik przerażona tym co się stało. Pustym wzrokiem wpatrywałam się w bezwładnie leżące ciało ojca zalane krwią. To wszystko miało być inaczej! Miałam wszystko naprawić! Podeszłam do martwego ciała i położyłam głowę na zakrwawionej klatce piersiowej mężczyzny. Nagle w kieszeni poczułam wibrację które wywołał sms. Przesunęłam brudnym palcem po wyświetlaczu odczytując wiadomość.
"To jeszcze nie koniec! Xx"
***
Policja przyjechała po niecałych 15 minutach. Karetka także wyrobiła się dość szybko lecz dla taty było już za późno. Nie mogłam patrzeć jak pakują go do czarnego worka i zostawiają na trawniku. Światła reflektorów porozstawianych przez policję dawały dostatecznie dużo światła abym mogła zobaczyć że wokół czerwonej, policyjnej taśmy zebrał się już tłum gapiów. Naprawdę czy oni nie mieli nic lepszego do roboty tylko przyłażenie tutaj o 4 nad ranem. Przecież nie było tutaj czego oglądać. No chyba że lubią oglądać tragedię ludzi. Okryta ciepłym kocem nie mogłam opanować płaczu. Wszystkie emocje w tej chwili wybuchły we mnie niczym wulkan. Radość którą jeszcze emitowałam w południe przerodziła się w rozpacz oraz straszliwy ból. Strzał, czerwona ciecz, bezwładne ciało leżące na trawniku. Cała ta scena odtwarzała się przed moimi oczami. Pragnęłam wszystko naprawić, zacząć od nowa. Nie zdążyłam mu nawet powiedzieć jak bardzo go kocham. Najpierw mama która z mojego powodu zginęła, teraz on. Czemu ja muszę krzywdzić osoby na których mi zależy. Nie chciałam już dłużej tutaj siedzieć. Pragnęłam odejść jak najdalej aby już nigdy nikogo nie zranić, aby nikt nie musiał przeze mnie cierpieć. A przede wszystkim abym ja nie musiała już cierpieć. 
Zrzuciłam z siebie czerwony koc i chwiejnie stanęłam na nogach które w tym momencie były jak z waty. Nikt za bardzo nie przejął się dziewczyną umazaną krwią która chodziła jakby była nieźle napita. Opuściłam teren parku chwiejnym krokiem kierując się nie wiem czemu w stronę cmentarza. To miejsce zawsze budziło we mnie przerażenie lecz miałam teraz wielkie pragnienie aby się tam znaleźć. Zataczałam się to w prawo, to w lewo aż w końcu upadłam na wybetonowany chodnik sprawiając przy tym ból w prawej kostce. Poczułam czyjąś dłoń która ciągnęła mnie w górę do postawy stojącej. Podniosłam zapłakane oczy aby zobaczyć kto taki lituje się nad brudną dziewczyną z chodnika. Blond włosy chłopaka były w totalnym nieładzie jak zwykle. Nie spodziewałam się że właśnie jego tutaj spotkam. Nie spodziewałam się że spotkam kogokolwiek o tej porze.
-Co...co ty tu robisz?-wydukałam przez łzy która spływały po mojej twarzy.
-Tak bardzo mi przykro.-odpowiedział chłopak całkowicie ignorując moje pytanie.
Nie wytrzymałam. Pękłam. Przytuliłam mocno chłopaka nie mówiąc nic. Tak bardzo tego potrzebowałam. Nie chciałam aby ktoś mi wmawiał że będzie dobrze bo w takie kłamstwa już na pewno nie uwierzę. Pragnęłam tylko aby ktoś mnie przytulił. Co dziwne chłopak objął mnie jeszcze mocniej niż ja jego sprawiając że przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Nie codziennie zdarza się być w objęciach takiego chłopaka jak Ashton Irwin. Brud krwi z mojej twarzy i łzy mieszały się teraz na jego jasnym topie. Staliśmy tak dobre parę minut, przytuleni do siebie. Żadne z nas za żadne skarby nie chciało puścić.
-Przepraszam.-szepnęłam cicho nie odrywając głowy z klatki piersiowej Ash'a
-Spokojnie. Ta bluzka nie należy do moich ulubionych- chłopak lekko się zaśmiał sprawiając że i ja parsknęłam śmiechem.
Nie spodziewałam się że praktycznie obca osoba w takiej strasznej chwili zdoła choć na chwilę mnie rozbawić. Czułam się bezpieczna. Czułam się bezpieczna w ramionach praktycznie nieznanego mi chłopaka jakim był Ashton.
_______________________________________________
Rozdział nie powala, bynajmniej ja nie jestem za bardzo z niego zadowolona. Ostatnio miałam małe problemy dlatego też rozdział tak późno. Byłabym wdzięczna za każdy komentarz których ostatnio jest coraz mniej :( Zapraszam na Wattpad'a--> KLIK i do dalszego czytania.
Natyy

sobota, 6 września 2014

Rozdział 7

PRZECZYTAJ NOTATKĘ POD ROZDZIAŁEM
Wiatr delikatnie muskał kosmyki mych włosów kiedy znalazłam się pod domem mojej przyjaciółki. W tej chwili tylko to przyszło mi do głowy. Pragnęłam wszystko jej powiedzieć, wygadać się jak nigdy dotąd. Postawiłam nogę na pierwszym stopniu i nacisnęłam dzwonek który następnie rozbrzmiał w całym domu. Nie musiałam czekać zbyt długo bo już po paru sekundach drzwi otworzyły się a w nich zobaczyłam dobrze mi znaną twarz przyjaciółki.
-Hej. Przepraszam że tak wcześnie ale...ale czy mogę wejść?- zapytałam niepewnie nie wiedząc jak zareaguję Diana na tak wczesną wizytę. Nie oszukujmy się. Była niedziela a ja już o 10.00 stałam u progu jej drzwi. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i gestem ręki zaprosiła mnie do środka. Tutaj było tak cicho, tak spokojnie. Sądząc po bałaganie panującej w domu jej rodziców nie było. Usiadłam w wygodnym fotelu w salonie czekając aż Diana dołączy do mnie z dzbankiem ciepłej herbaty. W tym domu zawsze biło taką miłością. Mimo że ojciec przyjaciółki był lekarzem, znajdował zawsze dla niej czas a mama? Jej mama to istny anioł w ludzkiej skórze i jeszcze robi najlepszą szarlotkę na świecie. Pamiętam że zawsze lubiłam tutaj przebywać. Moje rozmyślania przerwała dziewczyna która postawiła tacę z dzbankiem oraz kubkami na stole. Swoimi czekoladowymi oczami przyglądała mi się bacznie. Pewnie była zdziwiona co tutaj robię. Upiłam łuk ciepłego napoju po czym stwierdziłam że czas najwyższy powiedzieć wszystko z czym tutaj przyszłam.
-Słuchaj Diana. Przez ostatni czas nie byłam z tobą do końca szczera- wpatrzona w swoje dłonie nie miałam do końca odwagi popatrzeć się w oczy dziewczyny. Bałam się jej reakcji na wieść że dopiero co nasz kontakt się odnowił a ja już zdążyłam ją okłamać. Przyjaciółka jednak tylko przysunęła się bliżej mnie kładąc swoją dłoń na mym ramieniu.
-W dzień kiedy poszłyśmy do galerii wpadłam na Ashtona, ale to już wiesz. Spędziłam z nim trochę czasu po czym dostałam sms że porwali mojego ojca. Nie wiedziałam co mam zrobić a co najgorsze zabronili mi mówić to komukolwiek. Muszę zebrać milion złotych a czas mam jedynie do 3 w nocy. Tak bardzo się boję że jeśli tego nie zrobię to oni skrzywdzą mojego ojca.- łzy spływały mi po policzkach chociaż bardzo chciałam je powstrzymać. Diana nic nie mówiła. Siedziała blisko mnie patrząc ciągle tymi swoimi oczami. Wiedziałam że ją tym przeraziłam. Nie codziennie słyszy się że ojciec przyjaciółki został porwany a na dodatek żądają okupu w wysokości tak dużej sumy. Cisza która zapanowała w pomieszczeniu była praktycznie nie do zniesienia. Już sto razy bardziej wolałabym przerażające krzyki niż tą głuchą ciszę. W końcu przerwało ją donośne stuknięcie o drzwi frontowe. Zarwałam się na równe nogi spoglądając przy tym na dziewczynę która nadal była blada na twarzy a w jej oczach widać było strach. Postanowiłyśmy jednak sprawdzić kto taki przeraził nas do szpiku kości. Ruszyłyśmy ramię w ramię przez korytarz aż ujrzałyśmy na brązowych panelach wyróżniającą się, białą karteczkę. Po moich ostatnich doświadczeniach wiedziałam że takie coś nie oznacza wygranej w totolotka. Podbiegłam lekko do drzwi a już po sekundzie trzymałam w dłoniach świstek papieru.
"A mówiłem abyś nikomu nie gadała. Masz coś za długi języczek. Żółta kartka Evans. Xx"
 
Jak? Skąd oni wiedzieli że ona jest tutaj tym bardziej że powiedziała cokolwiek Dianie. To nie było już zabawne. Oni byli chorzy, chorzy psychicznie. Przyjaciółka widząc strach jak i zdziwienie wymalowane na mojej twarzy, podbiegła do mnie wyrywając mi kartkę z dłoni i dokładnie czytając.
- Jak oni się dowiedzieli? Blair kurwa w co ty mnie wplątałaś? Ja nie chcę brać udziału w tej twojej chorej zabawie. Wydaję mi się że powinnaś już iść- ton dziewczyny był dobitny.
Nie spodziewałam się takiej reakcji z jej strony. Potrzebowałam jej a ona tak po prostu mnie zostawiła. Tego już znieść nie potrafiłam. Z jeszcze większymi łzami w oczach położyłam rękę na klamce. Odwróciłam się tylko na chwilę aby jeszcze raz spojrzeć na twarz dziewczyny.
-Prze...przepraszam-wyjąkałam po czym opuściłam posesję. Szłam szybkim krokiem przed siebie trzęsąc się z zimna gdyż bluza którą miałam na sobie nie była zbyt ciepła. Z głową spuszczoną w dół pokonywałam kolejne uliczki szturchając przy tym nie jednego przechodniego. Jeden był szczególny. Ciemnowłosy chłopak którego nie dawno miałam przyjemność poznać leżała teraz na chodniku.
-Jaka ze mnie gapa. Nic ci nie jest yyy...Calum- w samą porę udało mi się przypomnieć imię chłopaka.
-Nic się nie stało. Widzę że coś musi cię martwić- zapytał po czym wstał o własnych siłach.
Hmm czy coś mnie martwi, niech się zastanowię. Porwali mi ojca, przyjaciółka nie chce mnie znać i ogólnie świat mi się wali ale chyba jest okej, Posłałam chłopakowi miły uśmiech aby ukryć smutek w moim sercu.
-Wszystko jest dobrze. Przepraszam ale musze iść. Do zobaczenia- wyminęłam Caluma kierujący się z powrotem wzdłuż ulicy gdy nagle poczułam ogromne pieczenie na moim nadgarstku gdzie od poranka widniały dwie szramy. Dłoń chłopaka tak mocno ściskała nadgarstek aż miałam ochotę głośno krzyczeć.
-Właśnie widzę jak dobrze-wskazał na dwie kreski które przybrały barwę krwistoczerwona.
Nie miałam ochoty na jakąkolwiek rozmowę tym bardziej z osobą którą dopiero co poznałam. Wyrwałam rękę z uścisku Caluma po czym znowu ruszyłam przed siebie tym razem szybciej.
***
Dochodziła powoli 16 a ja nadal nie miałam pomysłu na skombinowanie pieniędzy. Przejrzałam kart kredytowe ojca lecz do żadnej z nich nigdzie nie było hasła. Dzwoniłam także do banku lecz niestety nie mam ukończonych 18 lat. Krzątałam się po domu bezustannie szukając czegoś czym mogłabym się zająć. Dźwięk sms podniósł poziom adrenaliny w moim organizmie. Jak zwykle była to wiadomość z zastrzeżonego. Przejechałam palcem po wyświetlaczu wchodząc od razu w wiadomość aby ją odczytać. Co dziwne nie była to kolejna groźba. Ten sms wywołał uśmiech na mojej twarzy. Czytałam go cały czas nie mogąc uwierzyć w słowa która są tam napisane.
"Na twoje konto wpłynęły pieniądze. Równo milion złotych"
 
Tylko kto to wysłał. Chciałabym tak mocno przytulic tą osobę i podziękować za to że uratowała moje życie, uratowała moją rodzinę.
____________________________________________________

Na początku chciałabym was tak bardzo przeprosić za to że tak długo nic nie dodawałam. Komputer niestety odmówił posłuszeństwa i nie miałam możliwości dodać. Teraz parę spraw organizacyjnych. Zaczął się rok szkolny a co za tym idzie dużo nauki wiec rozdziały będą pojawiać się rzadziej. Mam nadzieje że raz w tygodniu na pewno będą.
Kolejna sprawa to wattpad na którego serdecznie zapraszam--->KLIK Można tam przeczytać nie tylko nowe rozdziały "Save Me" ale także krótkie one shoty.
Ostatnią rzeczą jest mała reklamka bloga na którego bardzo chciałabym was zaprosić. Ciekawa fabuła ale to oceńcie już sami--> Zakochani "Przypadkowo"
No to chyba na tyle. Rozdział nie wyszedł jak miał wyjść ale stwierdziłam że musze już cos w końcu dodać. Dziękuję za 4000 wyświetleń. Zachęcam do komentowania i dodawania się do obserwatorów bo to naprawdę motywuję. Całuski
Natyy

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 6

Słowa chłopaka wryły mi się w umysł i kręciły się niczym karuzela. Milion złotych. Skąd w jeden dzień wytrzasnę tyle forsy. Nie mogę prosić o pomoc ciotki która sama nie ma jakiś wielkich kokosów na kącie. Oczywiście jest jeszcze Diana lecz uznałaby mnie za kompletną wariatkę która próbuje wyłudzić pieniądze. Nie muszę poradzić sobie sama z tym problemem! Ludzie myślą że moja karta kredytowa zawsze pokazuje sześć zer po przecinku lecz życie nie jest takie kolorowe. Ojciec może i zarabia sporo pieniędzy lecz wszystko zazwyczaj inwestuje albo wpłaca na różne lokaty z myślą że kiedyś zwrócą się one podwójnie. Dostawałam od niego kieszonkowe lecz nawet gdybym 20 lat zbierała, nie udało by mi się zebrać chociażby połowy.
Chodziłam zapłakana ulicami Amsterdamu próbując wszystko poukładać sobie w głowie. Musiałam coś wymyśleć gdyż nie zniosłabym kolejnej straty. Noc była chłodna jak przystało na jesień. Mimo tego że miałam na sobie ciepłą bluzę, moje ciało przeszywał nieprzyjemny dreszcz. Tak bardzo chciałam znaleźć się teraz w ramionach taty i poczuć się w końcu bezpieczna. Chciałabym wszystko cofnąć i naprawić to co spieprzyłam przez ostatni rok. Obwiniałam wszystkich o śmierć matki, najbardziej siebie zapominając przy tym że został mi jeszcze on. Byłam zawsze wściekła że nigdy nie było go w domu lecz nigdy nie pomyślała o tym że to był jego sposób na odreagowaniu tego wszystkiego. Nie tylko mi było trudno. Wyciągnęłam z kieszeni telefon aby sprawdzić która była godzina. Ręce były niczym zamarznięte więc długo nie trzeba było czekać aby usłyszeć dźwięk uderzającej o ziemię komórki.
-Kurwa super.- nie wytrzymałam a słowa same wypłynęły z moich ust.
Kucnęłam aby zebrać telefon do kupy lecz niestety szanse aby był jeszcze sprawny były zerowe. Schowałam go ponowie do kieszeni ruszając na przód długą, ciemną a co najgorsze opustoszałą ulicą. Nie wiedziałam czy pójść do domu czy do ciotki. Nie chciałam jej niepotrzebnie martwić moim późnym powrotem tym bardziej że napisałam jej że nocuję u Diany. A wiec zostaje mi pójść do pustego domu i spędzić ostatnie godziny nocy w samotności. Wydłużyłam kroki aby jak najszybciej znaleźć się w ciepłym domu chociaż i tak moje ciało było przemarznięte. Po 10 minutach przekroczyłam próg domu od razu ściągając swoje czarne trampki, a kroki kierując do kuchni. Mimo późnej pory mój brzuch wręcz domagał się jakiegokolwiek posiłku. Wyciągnęłam ulubione płatki, zalałam je truskawkowym jogurtem i usiadłam na blacie kuchennym wgapiając się w obraz wiszący nad kominkiem. Wymachiwałam nogami aby choć w małym stopniu przywrócić im krążenie krwi. Ciepła kąpiel to było coś co w tej chwili potrzebowałam najbardziej. Gdy tylko miseczka z płatkami stała się pusta zeskoczyłam na zimną posadzkę, odłożyłam naczynie do zlewu i poszłam na piętro aby zabrać potrzebne rzeczy do relaksującej kąpieli. Z kosmetyczką w ręce ruszyłam do łazienki by w końcu się odprężyć. Woda napełniała wannę tworząc przy tym charakteryzującą pianę. Para całkowicie opanowała pomieszczenie. Zdjęłam ciuchy po czym weszłam do wrzącej wody która za bardzo nie parzyła mojego ciała. Pewnie dlatego że było niczym kostka lodu. Przymknęłam lekko oczy aby móc wszystko na spokojnie przemyśleć. Wszystko zaczęło powracać. Cały dzisiejszy horror na nowo odtwarzał się przed moimi oczami a rozwiązania tego dalej nie miałam. Może czas najwyższy ze sobą skończyć? Skoro i tak nie potrafię nikomu pomóc to po co ciągnąć to wszystko? Po co robić niepotrzebny problem. Z prędkością światła w mojej ręce pojawiła się żyletka którą lekko obracałam w palcach. Lecz czy naprawdę takie ma być moje zakończenie?
***
Obudziłam się rano co dziwne we własnym pokoju przykryta kołdrą po sam czubek głowy. Co się wczoraj działo? Podniosłam lekko głowę ku górze i rozejrzałam się po pustym pokoju w którym walały się jedynie ciuchy. Czemu nie pamiętam nic co wydarzyło się po powrocie do domu. Nic czarna pustka w głowie. Przeczesałam ręką swe brązowe kosmki włosów nie spodziewając się tego co zobaczę na swym nadgarstku. Dwie długie szramy krzyżujące się na środku. Co ja zrobiłam?! Czemu nic nie pamięta. Złapałam telefon do ręki lecz w tym momencie przypomniałam se wczorajszą sytuację i to że niestety moja komórka nie należy do sprawnych. Wszystko co działo się po wyjściu z parku pamiętam lecz gdy tylko przekroczyłam próg domu wszystko wyparowało. Nic nie pamiętam, zero. Założyłam szlafrok i pociągnęłam nogami na dół do kuchni. Przed drzwiami wejściowymi leżała biała kartka złożona na poł którą zapewne ktoś wsunął przed dolną szparę. Nie wiele myśląc wzięłam ją w dłonie i otworzyłam.
"Stuku puk następnym razem sprawdź czy zamknęłaś dom. Nie ładnie jest się ciąć lecz teraz będziesz mieć pamiątkę. Dzisiaj o 3.00 czekamy tam gdzie ostatnio.  Xx"
Buzia aż sama mi się otworzyła ze zdziwienia. Ktoś tu był! Ktoś był w moim domu! Czemu oni nie dadzą mi spokoju a przede wszystkim czasu. Czemu, czemu, czemu?! Teraz już na pewno musiałam zdobyć te pieniądze, za wszelką cenę.
___________________________________________________________________________________

Rozdział nie powala lecz wydaje mi się że do najgorszych też nie nalży. Miał on pojawić się jutro lecz spiełam się i postanowiłam go dodać dziś. Powód. Dzisiaj właśnie mija równy miesiąc od powstania bloga. Szczerze to nie wiedziałam czy coś z tego wypali dlatego tak bardzo się cieszę że "Save me" ma już miesiąc za sobą. Przez ten miesiąc na bloga weszło ponad 3000 osób, jest coraz więcej komentarzy a wczoraj nawet został pobity rekord wyświetleń. Dziękuję wam bardzo.
Dobra a teraz ogłoszenie parafialne.
W zakładce "Bohaterowie" pojawiła się nowa osóbka która sporo namiesza w życiu Blair. A więcej o tej osobie będzie już w następnym rozdziale.
Drugą rzeczą jest to że zapraszam was na Wattpada gdzie również może czytać FF--> KLIK
Trzecia i ostatnia już chyba to to że wczoraj dostałam drugą już nominację do Liebster Awards od Something z bloga Ukojenie. Dziękuję ci kochana za to bardzo lecz post przeznaczony temu pojawi się gdy nadgonię z rozdziałami.
Już niedługo koniec wakacji więc nie wiem jak to będzie z rozdziałami bo trzeba wziąć się do nauki. Lecz mam nadzieję że aż takich odstępów nie będzie. Przed rokiem szkolnym na pewno pojawi się jeszcze rozdział.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ
Całuski
Natyy

wtorek, 19 sierpnia 2014

#Liebster Award

 Nominowała mnie moja kochana Take a smile z bloga Last Chance
Dziękuję ci za to bardzo. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.
Blog nie ma nawet jeszcze miesiąca a już zdobył ponad 2500 wyświetleń.
Tak wiec przechodzimy do LA

Co to jest? 
 Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Pytania od Take a smile <3
1. Od kiedy piszesz ff?
-Piszę je na razie nie cały miesiąc lecz pomysł na niego miałam już od dawna.
2. Jakie jest twoja największe marzenie?
-OMG. Chciałabym spotkać swoich idoli.
3. Ile masz lat?
-Skończyłam już 15 lat
4. Wolisz miłość czy przyjaźń?
-Przyjaźń
5. Jakiej muzyki słuchasz?
-Słucham tego co aktualnie wpadnie mi w ucho lecz zazwyczaj jest to pop lub rock
6. Jakie masz plany na przyszłość?
-Chciałabym wyjechać z Polski oraz zostać psychologiem albo pedagogiem
7. Bez czego nie możesz żyć?
-Bez telefonu i muzyki
8. Jesteś od czegoś uzależniona?
-W pewnym sensie od telefonu.
9. Jaki jest twój ulubiony kolor?
-Fioletowy
10. Jakiego koloru są twoje oczy?
-Ciemnobrązowe
11. Do jakiego miasta chciałabyś pojechać?
-Chciałabym zobaczyć Sydney, Amsterdam oraz Madryt.

1. Skąd pomysł na pisanie ff/opowiadania?
2. Pisałaś już kiedyś jakieś ff/opowiadanie?
3. Należysz do jakiś fandomów?
4 Wolisz facebook'a czy twitter'a?
5. Jaką książkę ostatnio przeczytałaś?
6. Jaki jest twój ulubiony film?
7. Wolisz dawać czy dostawać?
8. Opisz siebie w 3 słowach.
9. Co zabrałabyś na bezludną wyspę?
10. Masz swoje ulubione opowiadanie/ff?
11. Co pragniesz robić za 10 lat?

Jeszcze raz dziękuję za nominację. A na nowy rozdział zapraszam już w sobotę

wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział 5

Blair POV
Strach. Uczucie tak obce nie opuszczało mnie od dobrych pary godzin. Bałam się jak nigdy dotąd. Bałam się o siebie, lecz bardziej bałam się o ojca. To dziwne jak w ciągu paru minut zdajesz sobie sprawy że nie zniesiesz już kolejnej straty w życiu. Uświadomiłam sobie jak bardzo kocham tatę i jak bardzo bym za nim tęskniła. Czy ja naprawdę nie mogę mieć normalnego życia? Czy proszę o tak wiele?
Ze łzami w oczach pokonywałam kolejną uliczkę, pragnąc jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym domu. Musiałam zostawiać Ashtona samego w kawiarni wciskając mu kit że ciocia pilnie potrzebuje mnie w domu. Nie wiem co sobie w tedy myślałam. Przecież on nie jest aż taki głupi aby w to uwierzyć. No nic. Teraz mam o wiele ważniejsze problemy niż przejmowanie się jakimś blondynem który i tak odejdzie przy najbliższej okazji. Przecierając zapłakane oczy wpadłam do pustego domu zamykając drzwi na wszystkie możliwe zamki. Pobiegłam sprintem na górę z myślą że to tylko jakiś głupi żart. Że tato siedzi sobie w sypialni przeglądając koszulę i wybierając odpowiednią na spotkanie. Pragnęłam aby nagle ktoś wyskoczył zza ściany z kamerą w ręku i krzyknął "Blair Evans zostałaś wkręcona"! Z impetem otworzyłam drzwi pomieszczenia i wszystko prysło jak bańka mydlana. Widać było że nikt z niego nie korzystał od dobrych paru dni. Łóżko zaścielone karmelową narzutą na którym spoczywało jedynie parę poduszek. Kolejne łzy cisnęły mi się do oczu. Usiadłam na skraju łóżka biorąc do rąk świeżo wypraną, ulubioną koszulę mężczyzny po czym mocno przycisnęłam ją do klatki piersiowej. Najgorsze w tym wszystkim było to że nikomu nie mogłam powiedzieć. Ani Dianie, ani cioci. No właśnie. Zapewne martwią się gdzie tak długo się podziewam. Przyjaciółka zostawiła mnie na parkingu i więcej jej nie widziałam a z Rose ostatni raz gadałam rano przy śniadaniu. Złapałam szybko swój biały telefon i poprzez utrudnienia spowodowane łzami w oczach próbowałam napisać sms że wszystko u mnie w porządku. Do ciotki oczywiście napisałam że nocuję u Diany, do przyjaciółki zaś że ciocia pilnie potrzebowała mnie w domu. Nie lubiłam kłamać, wręcz brzydziłam się tym dlatego taką trudność sprawiało mi napisanie chorego sms'a. Wtulona w koszule powolutku opadałam na przyjemną w dotyku narzutę zamykając przy tym swe zapłakane oczy. Sen co dziwne przyszedł mi z łatwością lecz wyrwał mnie z niego dźwięk sms'a który o tej porze nie wróżył zbyt dobrych informacji. Ręką próbowałam odszukać telefon który leżał w całkiem innej części łóżka. Tak jak myślałam, wiadomość była wysłana z numeru zastrzeżonego. Przełknęłam głośno ślinę, przesuwając przy tym palcem po wyświetlaczu. Od Nieznany: Tik tak, minutki mijają. Zostały dwie godzinki do spotkania. Jeśli nie chcesz aby kulki z mego pistoletu wylądowały w głowie twego tatusia to przyjdziesz do parku gdzie zawsze przesiadujesz. Xx
Wiadomość od razu postawiła mnie na równe nogi dając do zrozumienia że zostało już tylko marne dwie godziny. Po stylu pisania dostrzegłam że tego sms'a pisała inna osoba niż poprzedniego. Jeszcze ten podpis 'Xx'. Osoba musiała być bardzo kreatywna. Zeszłam z łóżka ledwo co stając na nogach które były niczym z waty. Podeszłam do wielkiego lustra które stało w rogu pokoju tuż obok komody. Na mój widok aż podskoczyłam. Makijaż całkiem spłynął po mej bladej twarzy zostawiając jedynie czarne stróżki. Włosy które nigdy nie były moim atutem teraz wyglądały jak po jakiejś wichurze z której udało mi się uciec. Pociągnęłam nogami w stronę łazienki aby doprowadzić się w miarę do stanu normalnego. Zajęło mi to dosłownie dwadzieścia minut gdyż postanowiłam nie nakładać już kolejnej warstwy tapety tylko porządnie wy kremować twarz. Mój busz na głowie wygładziłam szczotką i związałam w mocnego kitka. Z dołu usłyszałam bicie zegara który dawał znać że dochodzi powoli godzina druga. Wpadłam jak przeciąg do swojej sypialni zabierając granatową bluzę, która na pewno mi się przyda bo jesienne noce nie należały do najcieplejszych. Do torebki wrzuciłam jeszcze swój ukochany telefon i zbiegłam po schodach do przedpokoju gdzie paliła się lampka nie dająca zbyt dużego światła. Czarne Conversy stały w tym samym miejscu gdzie zostawiałam je jeszcze tydzień temu. Nabrałam głębokiego oddechu i wyszłam z domu kierując się do parku który na pewno nie będzie mi się już dobrze kojarzył. Ulice opustoszały lecz co się dziwić. Jest 2.30. Tylko Total i wariaci o tej porze chodzą do parku na spotkanie z jakimiś psycholami. Miałam dość dobry czas bo już po piętnastu minutach znajdowałam się na terenie parku. Gdzie ja miałam iść w ogóle? To był naprawdę chory pomysł aby tu przychodzić. Ktoś robił se ze mnie niezbyt śmieszne żarty a ja tak łatwo złapałam przynętę. Szłam coraz głębiej uważnie stawiając kroki. Było ciemno, co ja mówię. Było cholernie ciemno. Latarnie były przygaszone a światło księżyca ledwo co przedzierało się przez korony drzew. Zimne powietrze przeszywało moje drobne ciało do tego stopnia ze zaczęłam lekko dygotać. Rozglądałam się panicznie w około próbując dostrzec cokolwiek. Wibracje w moim telefonie jeszcze bardziej podniosły poziom lekki choć i tak był już dość wysoki. Co dziwnie nie był on od nieznanego numeru. Odblokowałam telefon a uśmiech sam cisnął mi się na usta. Był on od blondyna którego zostawiłam samego w kawiarni. Ale skąd Ashton znalazł mój numer? Szczerze to teraz już nic mnie nie zdziwi. Zapisałam numer chłopaka po czym weszłam w wiadomości aby odczytać sms'a.
Od Ashton: Przykro mi że tak szybko mnie opuściłaś. Mam jednak nadzieję że spotkamy się jeszcze. Dobranoc. Ash.
Cóż nie spodziewałam się tego po nastolatku lecz moja radość zniknęła równie szybko jak się pojawiła. Przede mną stali dwaj mężczyźni który ze blasku księżyca wyglądali na dobrze zbudowanych. Nie mogłam dokładnie określić po ile mają lat lecz jeden z nich był o wiele starszy od drugiego. Zapewne zobaczyli wyraz mojej twarzy gdyż niewysoki chłopak stojący z prawej strony parsknął głośno śmiechem który rozniósł się echem po parku.
-Patrz Roc, dziewczynka chyba przeraziła się na nasz widok.- odezwał się drugi stojący z lewej po czym szturchnął przyjaciela łokciem.
Podszedł do mnie dotykając mojego policzka zimną dłonią. Strach całkowicie sparaliżował moje ciało nie pozwalając na jakikolwiek ruch. Stałam wmurowana w chodnik, głośno oddychają dając do zrozumienia chłopaka że panicznie się boje.
-Córeczka widać bardzo kocha swojego ojca i nie chce aby coś mu się stało. Ciekawe ile zapłaci za bezpieczeństwo.- odezwał się tym razem drugi podchodząc bliżej do kumpla po czym szybko dodał- milion. Tyle kosztuję cię bezpieczeństwo. Czas masz do jutra.
Złapał mnie za ramiona po czym przewrócił na trawę która była zroszona lekko rosą. Odwrócił się teatralnie po czym pobiegł za swoim kumplem w głąb parku.
-Zostawcie w spokoju mojego tatę!- krzyknęłam głośno kiedy już odzyskałam racjonalne myślenie lecz było za późno.
Siedziałam na mokrej trawie zalewając się łzami, nie mając przy tym siły aby podnieść swój tyłek. Gdzie ja znajdę milion złotych w jeden dzień? To na prawdę był jakiś koszmar.
___________________________________________________

I w końcu dodaję 5 już rozdział. Od teraz zacznie się więcej dziać już ja o to zadbam :D
Mam parę informacji do przekazania więc proszę abyście przeczytali do końca.

Blog ma już ponad 2000 wyświetleń i to wszystko dzięki wam. Dziękuję za komentarze których ostatnio dużo przybywa lecz mam nadzieję ze będzie ich więcej. To na prawdę bardzo motywuję do pisania.

Druga sprawa to to że"Save me" możecie przeczytać już na Wattpad--> KLIK. Jeej! Bardzo się z tego cieszę i mam nadzieję że będziecie tam równie często zaglądać jak tutaj. Z czego jeszcze bardziej się cieszę to to że został już dodane także wspaniały zwiastun ff który możecie oglądnąć na yt--> KLIK. Bardzo dziękuję Rozalindzie Róży za pracę która w niego włożyła. Kocham cię kochana <3

Ostatnia sprawa to mala reklama bloga mojej koleżanki która piszę na prawdę wspaniałe opowiadanie. Zachęcam bardzo abyście tam weszli i sami się przekonali jak genialnie ta dziewczyna pisze. KLIK

To chyba na tyle. Zachęcam do komentowania oraz obserwowania.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ <3
Natyy

środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 4

Ashton's POV
Rodzina? Co to słowo w ogóle znaczy? Czy nie powinni to być ludzie którzy kochają się ponad życie? Czy nie powinni darzyć siebie zaufaniem? Stawać zawsze za sobą murem? Być ze sobą na dobre i na złe?
Każda sekunda spędzona na sali sprawiała że wspomnienia które kumulowały się we mnie przez ostatnie dwa lata były coraz silniejsze. Alkoholizm ojca, śmierć ukochanej siostrzyczki. To wszystko było jak z jakiegoś horroru, koszmarnego snu z którego pragnąłem jak najszybciej się obudzić. Mama harowała jak wół za marną pensję, która ledwo wystarczała na podstawowe opłaty. Ojciec po stracie pracy całkowicie się stoczył i zapomniał o wszystkim co było dla niego ważne. Dniami i nocami chlał swoje piwsko, leżąc przy tym na kanapie z pilotem w ręce. Pieprzony pijak dla którego nic innego nie liczyło się jak zapas w lodowce. To przez niego Tessa zmarła mając zaledwie cztery latka. Oczywiście niczego mu nie udowodnili. To był wstrząs dla mnie jak i dla mojej mamy. Gdyby nie ona już dawno zabiłbym tego gnoja z zimną krwią. Chciałem za wszelką cenę lepszego życia dla mnie jak i dla mamy która codziennie wieczorem wracała padnięta do domu w którym dalej musiała usługiwać ojcu. Dlatego tak bardzo cieszę się z tego ich rozwodu. W końcu wolni od tego psychola. Większość ludzi nie zrozumie tego jaka to ulga na sercu. Pragnęłam normalnego życia bardziej niż powietrza. Od razu po odczytaniu przez sędziego orzeczenia wyszedłem z dusznej sali na korytarz który roił się od mężczyzn oraz kobiet w czarnych togach. Oparłem się o ścianę, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej i oczekiwałem aż z sali wyjdzie kobieta której z serca spadł wielki kamień. Blondynka opuściła salę dość szybko a za nią zobaczyłem czerwoną jak burak twarz ojca od którego z kilometra dało się poznać zapach alkoholu. To dziwne jak w tak krótkim czasie można stracić szacunek do człowieka który był dla ciebie wzorem do naśladowania. Gdy byłem mały codziennie powtarzałem że chcę być jak tato, był dla mnie kimś rodzaju super bohatera którego każdy podziwia. Lecz wszystko rozprysło się niczym bańka mydlana. Nowe życie czeka na nas otworem. Mama znalazła nową pracę oraz mieszkanie w Amsterdamie z czego się bardzo cieszę bo nigdy nie wyjeżdżałem poza granice Australii. Lecz nie ważne gdzie, ważne że z daleka od ojca którego już nigdy nie chce oglądać. Poczułem jego ciepły a za razem przeszywający oddech na policzku. Nabrałem powietrza w usta, gdyż zapach przyprawiał mnie o mdłości. Mężczyzna nachylił się jeszcze bliżej mojego ucha po czym przemówił.
-Pamiętaj że cię kocham. Jesteś moim małym synkiem
Parsknąłem śmiechem. Spojrzałem na kobietę która stała tuż za nim z miną tak przerażoną jakbym co najmniej rozmawiał z samym diabłem. Nie obeszło się oczywiście bez mojej szybkiej odpowiedzi.
-Kochasz mnie? Gdzie byłeś przez te całe dwa lata gdy cię potrzebowałem. Ah tak, leżałeś zalany w trupa na kanapie w salonie. Tak się zachowuje kochający ojciec?! Kochający ojciec nie morduję swoich dzieci- ostatnie słowa wypowiedziałem wolno i wyraźnie, wpatrując się prosto w niebieskie oczy mężczyzny.
Nie miałem wyrzutów że to powiedziałem. On też jakoś ich nie miał gdy Tessa leżała w trumnie blada i zimna. Co więcej. Nawet w ten dzień nie szczędził sobie alkoholu. Szturchnąłem go ramieniem chcąc jak najszybciej z stamtąd odejść. Nagle na moim nadgarstku zacisnęła się silna ręka, która sprawiała ogromny ból.
- Nigdy więcej tak do mnie nie mów!- jego słowa były jak nóż który powoli wbija się w mój brzuch.
-Nigdy więcej nie mam zamiaru się do ciebie odzywać- parsknąłem wyrywając się z mocnego uścisku kierując się do dębowych drzwi przy których stała już mama. Odwróciłem się jeszcze raz aby spojrzeć na faceta który tak bardzo namieszał w moim życiu. Teraz wszystko się zmieni. Zaczynam nowe życie w nowym mieście
****
Powietrze tutaj miało całkiem inny zapach. Pachniało wolnością której tak bardzo pragnąłem. Przeczesałem dłonią swoją blond czuprynę po czym szybkim ruchem znalazłem się obok kobiety która mocowała się z walizkami. Obdarowałem ją szczerym uśmiechem, wyciągając ciężką, czarną torbę. Nie mogłem się doczekać nowego mieszkania, nowych znajomych, nowego życia. Oczywiście było mi szkoda zostawiając całą swoją dotychczasową paczkę lecz wiedziałem że tutaj także znajdę znajomych. Wsiadając do taksówki bacznie obserwowałem okolicę w której się znajdowałem. Mnóstwo sklepów, restauracji, ludzi przechadzających się szczęśliwie po ulicach. Nie mogłem oderwać od tego wszystkiego oczu.
-Ashton widoki będziesz podziwiał później. Teraz musimy już jechać-słodki głos mamy szybko dotarł do moich uszu dając do zrozumienia abym zajął miejsce.
Podróż żółtym pojazdem minęła dość szybko. Zatrzymała się przed wysokim budynkiem którego wygląd za bardzo nie przyciągał uwagi. Wysiadłem jako pierwszy, wyciągając torby z bagażnika. Nagle po mojej prawej stronie pojawił się chłopak którego czarne włosy opadały lekko na czoło.
-Część. Daj pomogę ci z walizkami- chłopak uśmiechnął się wyrywając mi bagaż z ręki.
-Dziękuję bardzo. Nazywam się Ashton- odpowiedziałem spoglądając w czarne oczy nastolatka
-A ja Calum. Wydaje mi się że to początek pięknej przyjaźni- odparł chłopak, wybuchając przy tym głośnym śmiechem do którego po chwili i ja się przyłączyłem.
____________________________________________________

Rozdział dodany dość późno i nie należy do najdłuższych ale chciałam abyście poznali też trochę historię Ash'a. Dziękuję za komentarza które bardzo motywują.
Teraz smutniejsza wiadomość. Rozdziały będą pojawiać się rzadziej dlatego że aktualnie nie mam kompa i wszystko piszę na telefonie. Będę się jednak starała aby były one chociaż raz w tygodniu.
Natyy

wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział 3

Czasami kogoś brakuje tak bardzo, że nikt inny nie może go zastąpić. Czasami wydaje się, że cały świat sprzeciwił się przeciwko nam i podkłada coraz to nowe kłody pod nasze i tak obolałe nogi. Ludzie każdego dnia powtarzają w kółko te same kłamstwa, nie zdając sobie przy tym sprawy, że nie polepszają twojego stanu ducha lecz przeciwnie. Inne dzieciaki mogły cieszyć się rodziną. To wspaniałe uczucie wiedzieć że jest na świecie dwójka ludzi- mama i tato, którzy mimo twoich niepowodzeń, mimo tylu upadków zawsze będę przy tobie. Do niedawna sama tak miałam. Troskliwa mama czekająca niecierpliwie na mój powrót ze szkoły, tato który pomimo pracy znalazł zawsze czas aby zagrać ze swoją małą córeczką w Monopoly. Wspólne wakacje, ferie, niedzielne wyprawy do pobliskiego parku. Mnóstwo wspomnień które kłębiły mi się w głowie. Pamiętałam wszystko co do najmniejszego cala. Stłuczone kolano po upadku z różowego rowerka, płacz gdy za oknem szalała burza. Mama przychodziła wtedy z kubkiem mleka czekoladowego i ocierała moje małe łezki spływające po policzkach. Teraz niestety wszystko się zmieniło lecz łzy spływające zostały jakby nie chciały się ze mną rozstać. Teraz już nikt nie tuli mnie podczas burzy, słone łzy wycieram sobie sama choć czasami nie mam już na to siły. Bo po co? Przecież za parę sekund i tak pojawią się nowe. Teraz już nikt nie czeka z ciepłą zupą a gra już dawno zakurzyła się na półce w salonie. Brakowała mi wszystkiego do czego tak bardzo się przywiązałam. Została mi odebrana mama a teraz czuję także że i ojca powoli tracę. Wyjechał nie dając znaku życia. Nie napisał nawet głupiego sms że wszystko u niego w porządku. Byłam zła ale ta złość mieszała się również ze smutkiem i z rozczarowanie. Od ostatniego roku faktycznie nie miałam zbyt dobrych relacji z nim ale w głębi duszy był dla mnie ważny. Kochałam go i nigdy nie przestałam. Mała, naiwna Blair która myślała że życie usłane jest różami a na jego końcu stoi wielobarwna tęcza. Ciotka starała się zapewnić mi wszystko co najlepsze lecz zapominała o najważniejszej rzeczy. Chciałabym usiąść z nią na kanapie, spojrzeć w jej czekoladowe oczy i móc szczerze porozmawiać. Bez żadnego owijania w bawełnę. Bez żadnych słów typu "Zapomnij o tym kochana". Łatwo powiedzieć lecz wspomnienia były moją jedyną podporą w tym wszystkim. Gdy było mi potwornie źle wyobrażałam sobie mój pierwszy dzień w szkole baletowej gdzie zaprowadziła mnie matka. Te wszystkie piruety, podskoki były czymś niesamowitym. Przed wypadkiem kochałam to lecz teraz nie mogę pogodzić się z tym że przez moje głupie marzenia rodzina się rozpadła.
Głośny dźwięk telefonu przywrócił mnie do racjonalnego myślenia. Jak mogłam się domyślić na wyświetlaczu zobaczyłam zdjęcie mojej przyjaciółki. Była sobota a pogoda za oknem nie zachęcała do wyjścia. Przesunęłam palcem po wyświetlaczu po czym przyłożyłam telefon do ucha.
-Blair mam nadzieję że jesteś gotowa bo za 10 minut przyjeżdżam po ciebie i zabieram cię na wyprzedaże do galerii- przyjaciółka powiedziała szybko tekst na jednym wdechu po czym głośno wypuściła powietrze z ust.
-Hej Diana. Jak miło że dzwonisz do mnie w ten ponury, sobotni poranek. Jasne że chętnie wybiorę się z tobą na cholerne zakupy bo przecież nic lepszego nie mam teraz do roboty-odpowiedziałam z sarkazmem w głosie lecz dziewczyna jakoś za bardzo się tym nie przejęła tylko zachichotała lekko.
-To świetnie! Bądź gotowa. Całuski- telefon się rozłączył a ja chcąc nie chcąc zwlekłam się z miękkiej kanapy i ruszyłam swój tyłek w kierunku łazienki aby się trochę ogarnąć. Nie byłam zachwycona tym że znowu parę godzin spędzę w galerii pełnej ludzi przyglądając się jak moja śliczna koleżanka kupuję wszystko co wpadnie jej w oko. Dziewczyna była jedną z ładniejszych osób w szkole na której nawet pocięta bluzka, poplamiona przy tym sosem tatarskim wyglądałaby rewelacyjnie. No cóż ładnemu we wszystkim ładnie. Związałam swoje niesforne kosmyki włosów w wysoki kok spryskując przy tym odrobiną lakieru z jedwabiem. Umyłam szybko zęby oraz twarz a następnie podkreśliłam swoje ciemne oczy kredką koloru czarnego oraz wytuszowałam niezbyt długie rzęsy. Stwierdziłam że nie będę się przebierać bo to tylko przyjacielski wypad do galerii po parę łachmanów. Przyduża, czarna bluzka z lekka wisiała na moim dość chudym ciele a dżinsy opinały się na udach i łydkach. Spojrzałam jeszcze tylko na chwilkę do lustra biorąc swoją torebkę i wychodząc z mieszkania które zostało teraz puste. Czerwone Porsche przyjaciółki czekało już na mnie przed blokiem. Dziewczyna dostała je na swoje 16 urodziny od ojca który jest szanowanym chirurgiem w Amsterdamie. Wsiadłam do środka, trzaskając mocno drzwiami i zapięłam pasy bezpieczeństwa. Diana przyglądała mi się przez chwilkę z uśmiechem na twarzy po czym odpaliła ponownie pojazd i ruszyła przed siebie.
-Widzę że nie jesteś zadowolona tym naszym dzisiejszym spotkaniem?- odezwała się przyjaciółka bacznie obserwując drogę która była dzisiaj strasznie zatłoczona.
-To nie tak. Martwię się o ojca który już od tygodnia nie dał znaku życia.- odpowiedziałam lekko uśmiechając się do brunetki która po chwili odwzajemniła mój uśmiech.
Ostrym ruchem zakręciła kierownicą parkując swoje cudeńko na parkingu przed galerią. Diana od razu podbiegła do strażnika aby zapłacić za pobyt tutaj a ja swoje kroki skierowałam do szklanych drzwi galerii. Szłam środkiem ulicy nie dbając przy tym o swoje bezpieczeństwo. Nagle poczułam ostre szarpnięcie do tyłu, po czym wylądowałam na zielonej trawie przygnieciona czyimś ciałem. Nim się spostrzegłam po ulicy przejechał sportowy samochód z prędkością która za pewnie nie jest nawet dozwolona na autostradzie. O mały włos nie zginęłam a mój wybawca leżałam teraz na moim drobnym ciele. Nie spodziewałam się akurat tej osoby. Blondyn podniósł się lekko na rękach a jego oczy bacznie mi się przyglądały. Tak to właśnie Ashton uratował mi życie. Szybko zszedł ze mnie po czym stanął na własnych nogach, podając mi dłoń abym i ja mogła powstać.
-Dzię...dzię... dziękuję ci bardzo- wydukałam w końcu dalej będą w szoku tym co właśnie się zdarzyło.
-Nie ma sprawy. Lubię ratować damy w opałach- chłopak od razu uśmiechnął się pokazując przy tym swe śnieżnobiałe zęby.
-Jak mogę ci się odwdzięczyć?- słowa wyleciały z moich ust bez głębszego zastanowienia przyglądając się bacznie reakcji Ash'a. Chłopak przetarł swoje mokre od kropelek potu czoło po czym otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć.
-Co powiesz na koktajl owocowy tutaj w kafejce. To będzie takie małe podziękowanie z twojej strony.
-Yyy właściwie to jestem tutaj z przyjaciółką, która aktualnie gdzieś zniknęła więc mam trochę czasu.- rozglądając się po parkingu dałam do zrozumienia chłopakowi że możemy iść do środka.
Ale gdzie wyparowała moja przyjaciółka. Napisałam do niej szybko sms na którego odpowiedź długo nie musiałam czekać.
Od Diana: Aktualnie przymierzam drugą sukienkę więc jak skończysz flirtować to zadzwoń. 
Uśmiechnęłam się mimowolnie do telefonu jak jakaś wariatka. Przynajmniej miałam trochę czasu aby dowiedzieć się czegoś o tajemniczym chłopaku. Zamówiliśmy ten sam smak koktajlu i usiedliśmy na przeciwko siebie w kawiarni wpatrując się w swoje oczy bez jakiejkolwiek rozmowy. 
-Proszę, dwa koktajle bananowe dla młodych zakochanych- powiedziała kelnerka przynosząca nam nasze zamówienie i stawiając na blacie stolika. 
Parsknełam lekko śmiechem a moje policzki od razu oblały się rumieńcami. Ashton skinieniem głowy podziękował po czym zaczął się śmiać razem ze mną. Rozmawialiśmy dość długo praktycznie o samym duperelach. Całkowicie nie wiedziałam czemu Diana bała się go skoro był to tylko uroczy nastolatek z genialnym poczuciem humoru. Opowiedział mi o swojej rodzinie i o tym jak przeprowadził się tutaj po rozwodzie razem z mamą z Sydney. Ja powiedziałam mu o śmierci mamy ale nie był jakoś bardzo tym zaskoczony bo za pewne doszły już go o tym słuchy. Miłą pogawędkę przerwał dźwięk sms który przyszedł na mój telefon. Numer był zastrzeżony co trochę mnie zdziwiło. 
Od Nieznany: Jeśli chcesz zobaczyć tatusia całego i zdrowego przyjdź do parku o 03.15 jutro. Spróbuj zawiadomić gliny to razem z ojczulkiem będziesz wąchać kwiatki od spodu. 
Uśmiech szybko zeszedł z mojej twarzy. Mój ojciec był w niebezpieczeństwie a ja nikomu nie mogłam o tym powiedzieć.  
_________________________________________________________________________________

Końcówka do dupy. No cóż nie zawsze się udaje. Dziękuję za te miłe komentarze oraz za dodawanie się od obserwatorów. To na prawdę motywuje. 
W następny rozdział będzie poświęcony innej osobie niż Blair ale jakiej to przekonacie się niedługo. Jeszcze raz wam dziękuję ze odwiedziny. 
Natyy

sobota, 26 lipca 2014

Rozdział 2

Szepty ludzi za plecami doprowadzały mnie do szału. Nie mogłam uwierzyć że człowiek to takie tchórzliwe stworzenie które nie ma odwagi podejść i powiedzieć ci wszystko prosto w twarz. Ile rzeczy dowiedziałam się dzięki nim na swój temat. To dziwne jak obcy ludzie wiedzą lepiej co robiłeś przez ostatnio rok od samej siebie. Niektórzy mówią że siedziałam w ciemnym pokoju nie wychodząc nawet na minutę. Drudzy zaś twierdzą że non stop przesiadywałam na cmentarzu. Oh ale niech sobie myślą co chcą nie mam ani czasu ani ochoty tłumaczyć każdemu po kolei co się działo. Moją głowę w tym momencie zaprzątało co innego a raczej ktoś inny. Wysoki blondyn i jego spojrzenie nie dawały mi racjonalnie myśleć. Było w nim coś dziwnego ale za razem coś co bardzo chciałabym odkryć. Jego ton mówienia, sposób w jaki patrzył na mnie, wszystko w nim po prostu nie dawało mi spokoju.
-Ogarnij się Blair.- skarciłam się w myślach powracając do słuchania gadania mojej przyjaciółki która odkąd wyszłyśmy ze szkoły nie przestawała nawijać. 
Szczerze to brakowało mi jej przesłodzonego głosiku. Po raz pierwszy nie miałam jej dosyć po tym jak w kółko gadała o nowych lakierach do paznokci albo o wyprzedażach w galerii. 
-Kim był ten chłopak na biologii?-wypaliłam ni gruszki ni z pietruszki wprawiając w osłupienie Dianę. 
-Wiedziałam że prędzej czy później spytasz się o niego. Ashton zaczął chodzić do naszej szkoły niecałe pół roku temu. Nie wiem za dużo o nim bo nie należy do grona towarzyskich osób. Szczerzę to trochę się go boję-wypaliła dziewczyna wprawiając tym razem mnie w totalne osłupienie. 
Bała się go? Jakim on musiał być człowiekiem że bali się go ludzi. Po słowach przyjaciółki jeszcze bardziej zaczęła mnie interesować osoba Ashtona. Nie wiedziałam co odpowiedzieć ale na szczęście z tej krępującej ciszy wyrwał mnie warkot czarnego Mercedesa CLS którego poznałabym nawet w najbardziej zatłoczonym miejscu na świecie. Kobieta siedząca na miejscu kierowcy powoli otworzyła szybę i swym uśmiechem dała mi do zrozumienia abym weszła do pojazdu. Pożegnałam się mocnym uściskiem z Dianą i zajęłam miejsce od strony pasażera. Ciotka Rose z zadowoloną miną ponownie odpaliła swój samochód i ruszyła przed siebie. Kobieta była młodszą siostrą mamy która po jej śmierci wróciła do rodzinnego miasta z Mediolanu. 24 latka opiekowała się mną kiedy tatuś wyjeżdżał w swoje biznesowe podróże. Tym bardziej nie zdziwił mnie jej widok.
-Rozumiem że ojciec znowu gdzieś wyjechał zostawiając tobie mnie na głowie?- zapytałam dodając trochę rozbawienia w głosie ale chyba za dobrze mi to nie wyszło.
-Oj Blair. To nie jest takie proste. Nie cieszysz się że spędzisz trochę więcej czasu ze swoją ukochaną ciocią?- kobieta parsknęła śmiechem po czym i ja zaczęłam się śmiać. Rose była całkiem jak mama. Blond włosy, ciemne oczy, to samo poczucie humoru. Można było powiedzieć że zaczęła mi zastępować nie tylko ją ale i również tatę. Jechałyśmy dość szybko główną drogą wcale nie zważając na znaki drogowe. Ciotka już tak miała i nic tego nie zmieni. W sumie to nie wiem jaki przy zdrowych myślach człowiek dał jej prawo jazdy. Zapewne teraz będę mieszkać razem z nią w jej niewielkim, dwupokojowym mieszkanku w którym miałam już nawet swój pokój. Nie myliłam się. Samochód zatrzymał się na pustym parkingu przed wysokim budynkiem. Wyszłam z auta podążając za Rose gdy moją uwagę przykuły głośne śmiechy dochodzące zza garaży.
-Yyy Rose pójdę się przejść. Muszę przemyśleć cały ten dzień-powiedziałam do kobiety wręczając jej swoją swoją torbę.
-Dobrze ale wróć za godzinę to zjemy sobie wspólnie obiad-odpowiedziała po czym ucałowała mnie w czoło jak małą dziewczynkę i poszła do mieszkania.
Nie wiele myśląc ruszyłam w stronę garaży gdzie śmiechy przez te parę minut nasiliły się. Stanęłam za małą ściankę aby za bardzo nie rzucać się w oczy. Ku mojemu zdziwieniu pod garażem stał blondyn przez którego miałam totalny mętlik w głowie oraz chłopak który wyglądał jak słodkie, małe dziecko za każdym razem gdy się uśmiechnął. Przyglądałam się im bacznie aż do momentu w którym Ashton wsiadł na swój czerwony motor i z piskiem opon odjechał spod garażu, zostawiając przyjaciela całkiem samego. Pomyślałam że jest to dobry moment aby pójść tam i czegoś się dowiedzieć. Pewnym krokiem ruszyłam w kierunku chłopaka który otrzepywał swoje ciemne spodnie z piasku.
-Hej. Mam na imię Blair a ty?- ugryzłam się od razu w język gdy skapnęłam się że głupszego tekstu na rozpoczęcie rozmowy nie mogłam wymyślić. Chłopak lekko zachichotał po czym odpowiedział.
-Nazywam się Calum. Nie wiedziałem cię nigdy tutaj-potrząsnął swoimi ciemnymi włosami które po chwili z powrotem opadły na czoło. Jego oczy były jak dwa małe węgielki co dodawało mu jeszcze więcej uroku. 
-To samo mogę powiedzieć o tobie. Bywałam tu często i na pewno zapamiętałabym ciebie i twojego kolegę- gestem ręki wskazałam ulicę którą parę minut temu wyjechał Ashton.
-Ah chodzi ci o Ash'a. Ma tutaj swój garaż więc przebywamy w nim często razem z chłopakami. Przepraszam cię teraz ale muszę już lecieć. Jestem pewien że spotkamy się jeszcze nie raz- Calum posłał mi przyjazny uśmiech po czym zniknął na swoim niebieskim Suzuki jak jego przyjaciel. 
Oh czyli tak czy siak niczego konkretnego na temat nieznajomego się nie dowiedziałam. Wróciłam ze skwaszoną miną do ciotki nie mając już ochoty na żaden obiad. Zamknęłam się w pokoju i wpatrując się w okno rozmyślałam o Astonie która nie dawał mi spokoju. 
_________________________________________________________________________________

Drugi rozdział ^^ Nie powala jakoś ale może być. W następnym rozdziale będziecie mogli przeczytać trochę więcej o Ashtonie i poznacie prawdziwy powód wyjazdu ojca Blair. 
W zakładce "Bohaterowie" została już dodana nowa postać która zostanie z nami na dłuższy czas. 
Zachęcam do komentowania oraz dodawania się do obserwatorów. 
Natyy 

czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 1

Smutek i rozpacz już od roku nie opuszczały mojej osoby. Straciłam ważną osobę która w moim życiu zajmowała miejsce numer jeden. Nie potrafiłam pozbierać się po tym i wątpię że kiedykolwiek to mi się uda. Liście spadały mimowolnie z drzew wyglądając przy tym jakby tańczyły na wietrze. Pogoda była szara, doskonale odzwierciedlająca stan mojego ducha. Wiatr lekko muskał moje brązowe włosy które powiewały to w prawo, to w lewo. Podniosłam swój tyłek z twardej ławki na której siedziałam już od dobrych paru godzin nie zważając na zimno które przeszywało moje ciało. Chodziłam do parku codziennie. Tak o, aby pomyśleć lecz doskonale wiedziałam że dobrze to nie wpływa na moją psychikę. Stawiałam kolejne kroki przemierzając uliczki parku które mimo wczesnej pory były całkowicie opustoszałe. Lekka mżawka która towarzyszyła mi od początku przemieniła się w ulewny deszcz, zmuszając mnie przy tym do przyspieszenia kroku. Skręciłam w prawą uliczkę i od razu zobaczyłam biały dom w którym paliło się światło jak zwykle tylko w jednym pokoju. Pragnęłam jak najciszej dostać się do swojego pokoju aby zrzucić z siebie przemoczone ubrania i uniknąć spotkania z ojcem. Nacisnęłam ostrożnie klamkę i na palcach podeszłam do schodów. Niestety ten dzień nie należał do najszczęśliwszych w moim życiu gdyż już po paru krokach w futrynie drzwi pojawił się wysoki brunet o ciemnych oczach. Zmierzył mnie wzrokiem po czym skrzyżował ręce nad klatką piersiową. Najwidoczniej czekał aż zacznę rozmowę lecz nie byłam dzisiaj skora do rozmów a tym bardziej z nim. Ojciec po śmierci mamy jeszcze bardziej rzucił się w wir pracy i przebywał w domu jedynie w weekendy udając przy tym troskliwego tatusia. Jego nazwisko były rozpoznawane w całym Amsterdamie, w końcu był właścicielem najlepiej prosperującej firmy w całym kraju. 
-Przemokłaś do suchej nitki-zaczął ojciec które najwidoczniej nie mógł znieść tego że nie odzywałam się dłuższy czas. 
-Muszę przyznać że jesteś bardzo spostrzegawczy. Masz jeszcze jakieś spostrzeżenia które odmienią moje życie- parsknełam ściągając przy tym swoje czarne Conversy. 
Wzrok mężczyzny spiorunował mnie od razu po czym szybko dodał.
-Za 15 minut będzie obiad. Przebież się i zejdź.-obrócił się teatralnie po czym usłyszałam tylko głośne trzaśnięcie drzwi. 
Przewróciłam oczami a następnie poczłapałam do swojego pokoju który znajdował się na końcu długiego korytarza. Od razu zrzuciłam z siebie mokry top oraz dżinsy które rzuciłam w kat pokoju. Muszę przyznać że pomieszczenie wyglądało jakby przeszło tu jakieś tornado. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej przydużą bluzę z logiem zespołu oraz carne leginsy po czym założyłam je na klejące się od wody ciało. Z dołu już słyszałam wołanie ojca która na pewno siedział przy kuchennym stole i czekał jak zwykle na mnie. Zawsze w niedziele, gdy przebywał w domu, przygotowywał rodzinną kolację. Lecz niestety rodziny już nie było i to tylko z mojego powodu i z powodu mojego głupiego marzenia. Myślał że to nas do siebie zbliży, że uda się nam wszystko odbudować. Niestety kolacje raz w tygodniu nie wystarczą aby wszystko posklejać. 
Zbiegłam po schodach zostawiając na nich ślady w postaci drobnych kropelek wody skapujących z moich włosów. Wbiegłam do kuchni i zajęłam od razu miejsce na przeciw ojca który nakładał se na talerz długi, ciągnący się makaron polewając go przy tym dobrze mi znanym sosem bolognese. 
-Czy spaghetti nie było w tamtym tygodniu, i dwa tygodnie temu też?-zapytałam nakładając sobie makaron. 
Prawda była taka że ojciec tego dni kolacje przygotowywał sam a nic oprócz makaronu przyrządzić nie umiał . Najwidoczniej mężczyzna zignorował moje pytanie bo od razu mienił temat. 
-Jutro idziesz do szkoły. Książki potrzebne masz w salonie na stole- powiedział nakręcając przy tym makaron na widelec. 
Byłam w szoku. Od roku nie chodziłam do szkoły i nie byłam gotowa aby tam wrócić. Wstałam od stołu i zaczęłam chodzić nerwowo po kuchni aby opanować nerwy. 
-Chyba się przesłyszałam. Cholera do jakiej szkoły?! Ja nigdzie nie mam zamiaru iść! Chcę zostać w domu. Nie jestem...-w połowie zdania przerwał mi huk pięści ojca który uderzył o stół. 
Wstał od stołu a w jego oczach widziałam złość. 
-Idziesz do szkoły i koniec gadania! Osobiście cię odwiozę!- krzyknął po cym wyszedł z kuchni i poszedł do swojej sypialni trzaskając drzwiami. 
Łzy spływały mi po policzkach jak małe wodospady których nie dało się opanować. Czułam że osuwam się na zimną podłogę opierając się przy tym o szafkę. Podsunęłam kolana pod brodę opierając na nich swoje czoło. Tak naprawdę bałam się iść do szkoły. Bałam się spojrzeń ludzi, ich szeptania za plecami. Po wypadku zerwałam prawie z wszystkimi kontakt. Jedyny kto mi został była brunetka która nie dawała o sobie zapomnieć. Diana i ja przyjaźniłyśmy się od przedszkola. Mimo że nie widywałyśmy się ostatnio wysyłała mi pełno sms oraz zapełniała mi skrzyknę internetową. Siedziałam w kuchni tak długo że nawet nie spostrzegłam się kiedy zasnęłam zwinięta w kłębek na zimnej posadce. 
*****
Dziwnym trafem rano obudziłam się już w swoim pokoju przykryta miękką kołdrą. W kącie pomieszczenia stał ojciec który trzymał w ręce spakowaną torbę do szkoły. Spiorunowałam go spojrzeniem, dając mu do zrozumienia że jeśli nie wyjdzie to nie mam zamiaru iść do żadnej szkoły. Gdy tylko przekroczył próg pokoju wstałam z łóżka a swe kroki skierowałam prosto do szafy aby wyciągnąć jakieś sensowne ciuchy. Znalazłam swoją ulubioną białą, dopasowaną bluzkę z logo Nirvany oraz obcisłe, czarne rurki podkreślające moje atuty. Pobyt w łazience zajął mi niecałe dwadzieścia minut więc po niecałych trzydziestu minutach byłam gotowa do wyjścia. Założyłam jeszcze tylko białe Vansy i z przewieszoną torbą na ramieniu wyszłam na podjazd domu gdzie w samochodzie czekał już ojciec. Zajęłam miejsce pasażera i ruszyliśmy prosto do szkoły która znajdowała się niecałe pięć minut stąd. Wyglądała dokładnie tak jak ją zapamiętałam. Duży, ceglany budynek przed którym aż roiło się od dzieciaków. Wyszłam z samochodu przekazując tylko ojcu że do domu wrócę już sama. Ławki były oblegane przez nastolatków co tylko mnie upewniło że dzwonek jeszcze nie zadzwonił. Weszłam przez duże, drewniane drzwi szukając sali biologicznej. Mimo że kiedyś tutaj chodziłam całkowicie zapomniałam gdzie co się znajdowało. Oczywiście nie myliłam się w sprawie obgadujących mnie nastolatków za plecami. Aż miałam ochotę odwrócić się i coś im nagadać. Nagle na ramieniu poczułam drobną, ciepłą dłoń. Odwróciłam się szybko a moim oczom ukazała się słodka twarzyczka mojej przyjaciółki. Od razu mocno mnie uściskała wykrzykując przy tym moje imię na całą szkołę. 
-Jak dobrze że w końcu tu jesteś. Było tak smutno bez ciebie. Musimy wszystko nadrobić. Nawet nie wiesz ile muszę ci opowiedzieć- paplaninę Diany przerwał dzwonek na którego dźwięk aż podskoczyłam do góry. Dziewczyna lekko zachichotała po czym pociągnęła mnie za sobą do sali. Nauczycielka obdarowała mnie słodkim uśmiechem a następnie gestem dłoni wskazała wolne miejsca. Zajęłam ławkę przy oknie po czym wypakowałam książki które będą mi teraz potrzebne. Po paru sekundach do sali wpadł wysoki, dobrze zbudowany chłopak o przepięknych oczach. Jego włosy były w totalnym nieładzie co dodawało mu uroku. Nauczycielka jakoś zbytnio nie zareagowała na spóźnienie się chłopaka co trochę mnie zdziwiło. Nieznajomy podszedł do mojej ławki po czym oparł się o nią rękoma i swoim pięknymi oczami patrzył się w moje. 
-Sorka skarbie ale ta ławka jest moja- odezwał się a jego głos był niczym melodia. Szybko się jednak ocknęłam i zobaczyłam że na twarzy chłopaka pojawił się niewinny uśmieszek. 
-Yyy ta ławka nie jest podpisana więc skarbie na końcu jest wolna ławka i tam możesz usiąść. 
Na jego twarzy zobaczyłam zdziwienie które już po chwili przerodziło się w złość.
-Ashton zajmij swoje miejsce i skup się na nauce- odezwała się w końcu nauczycielka pokazują ostatnio ławkę chłopakowi. 
Nastolatek oderwał ode mnie wzrok i pociągnął nogami na koniec sali. Lekcja przeminęła dość szybko lecz od paręnastu minut czułam na sobie palące spojrzenie kogoś z tyłu. Odwróciłam lekko głowę aby zobaczyć kto sprawia mi ten nieprzyjemny ból. Nie zdziwiło mnie to zbytnio gdy zobaczyłam że tą osobą był Ashton w którego oczach dało się zauważyć złość. Powróciłam do poprzedniej pozycji wpatrując się w tablicę. 
-Bravo Blair. Pierwszy dzień szkoły a ty już narobiłaś sobie wrogów.
_________________________________________________________________________________

Pierwszy rozdział wyszedł jak wyszedł. Nie będę się tutaj nad sobą użalać choć wiem że mógł wyjść lepiej. Dziękuję osobą które czytały prolog i mam nadzieje ze z każdym dniem będzie was więcej. Zachęcam do komentowania oraz dodawania się do obserwatorów gdyż to bardzo motywuje. 
Natyy  

Wattpad/Save me