wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział 3

Czasami kogoś brakuje tak bardzo, że nikt inny nie może go zastąpić. Czasami wydaje się, że cały świat sprzeciwił się przeciwko nam i podkłada coraz to nowe kłody pod nasze i tak obolałe nogi. Ludzie każdego dnia powtarzają w kółko te same kłamstwa, nie zdając sobie przy tym sprawy, że nie polepszają twojego stanu ducha lecz przeciwnie. Inne dzieciaki mogły cieszyć się rodziną. To wspaniałe uczucie wiedzieć że jest na świecie dwójka ludzi- mama i tato, którzy mimo twoich niepowodzeń, mimo tylu upadków zawsze będę przy tobie. Do niedawna sama tak miałam. Troskliwa mama czekająca niecierpliwie na mój powrót ze szkoły, tato który pomimo pracy znalazł zawsze czas aby zagrać ze swoją małą córeczką w Monopoly. Wspólne wakacje, ferie, niedzielne wyprawy do pobliskiego parku. Mnóstwo wspomnień które kłębiły mi się w głowie. Pamiętałam wszystko co do najmniejszego cala. Stłuczone kolano po upadku z różowego rowerka, płacz gdy za oknem szalała burza. Mama przychodziła wtedy z kubkiem mleka czekoladowego i ocierała moje małe łezki spływające po policzkach. Teraz niestety wszystko się zmieniło lecz łzy spływające zostały jakby nie chciały się ze mną rozstać. Teraz już nikt nie tuli mnie podczas burzy, słone łzy wycieram sobie sama choć czasami nie mam już na to siły. Bo po co? Przecież za parę sekund i tak pojawią się nowe. Teraz już nikt nie czeka z ciepłą zupą a gra już dawno zakurzyła się na półce w salonie. Brakowała mi wszystkiego do czego tak bardzo się przywiązałam. Została mi odebrana mama a teraz czuję także że i ojca powoli tracę. Wyjechał nie dając znaku życia. Nie napisał nawet głupiego sms że wszystko u niego w porządku. Byłam zła ale ta złość mieszała się również ze smutkiem i z rozczarowanie. Od ostatniego roku faktycznie nie miałam zbyt dobrych relacji z nim ale w głębi duszy był dla mnie ważny. Kochałam go i nigdy nie przestałam. Mała, naiwna Blair która myślała że życie usłane jest różami a na jego końcu stoi wielobarwna tęcza. Ciotka starała się zapewnić mi wszystko co najlepsze lecz zapominała o najważniejszej rzeczy. Chciałabym usiąść z nią na kanapie, spojrzeć w jej czekoladowe oczy i móc szczerze porozmawiać. Bez żadnego owijania w bawełnę. Bez żadnych słów typu "Zapomnij o tym kochana". Łatwo powiedzieć lecz wspomnienia były moją jedyną podporą w tym wszystkim. Gdy było mi potwornie źle wyobrażałam sobie mój pierwszy dzień w szkole baletowej gdzie zaprowadziła mnie matka. Te wszystkie piruety, podskoki były czymś niesamowitym. Przed wypadkiem kochałam to lecz teraz nie mogę pogodzić się z tym że przez moje głupie marzenia rodzina się rozpadła.
Głośny dźwięk telefonu przywrócił mnie do racjonalnego myślenia. Jak mogłam się domyślić na wyświetlaczu zobaczyłam zdjęcie mojej przyjaciółki. Była sobota a pogoda za oknem nie zachęcała do wyjścia. Przesunęłam palcem po wyświetlaczu po czym przyłożyłam telefon do ucha.
-Blair mam nadzieję że jesteś gotowa bo za 10 minut przyjeżdżam po ciebie i zabieram cię na wyprzedaże do galerii- przyjaciółka powiedziała szybko tekst na jednym wdechu po czym głośno wypuściła powietrze z ust.
-Hej Diana. Jak miło że dzwonisz do mnie w ten ponury, sobotni poranek. Jasne że chętnie wybiorę się z tobą na cholerne zakupy bo przecież nic lepszego nie mam teraz do roboty-odpowiedziałam z sarkazmem w głosie lecz dziewczyna jakoś za bardzo się tym nie przejęła tylko zachichotała lekko.
-To świetnie! Bądź gotowa. Całuski- telefon się rozłączył a ja chcąc nie chcąc zwlekłam się z miękkiej kanapy i ruszyłam swój tyłek w kierunku łazienki aby się trochę ogarnąć. Nie byłam zachwycona tym że znowu parę godzin spędzę w galerii pełnej ludzi przyglądając się jak moja śliczna koleżanka kupuję wszystko co wpadnie jej w oko. Dziewczyna była jedną z ładniejszych osób w szkole na której nawet pocięta bluzka, poplamiona przy tym sosem tatarskim wyglądałaby rewelacyjnie. No cóż ładnemu we wszystkim ładnie. Związałam swoje niesforne kosmyki włosów w wysoki kok spryskując przy tym odrobiną lakieru z jedwabiem. Umyłam szybko zęby oraz twarz a następnie podkreśliłam swoje ciemne oczy kredką koloru czarnego oraz wytuszowałam niezbyt długie rzęsy. Stwierdziłam że nie będę się przebierać bo to tylko przyjacielski wypad do galerii po parę łachmanów. Przyduża, czarna bluzka z lekka wisiała na moim dość chudym ciele a dżinsy opinały się na udach i łydkach. Spojrzałam jeszcze tylko na chwilkę do lustra biorąc swoją torebkę i wychodząc z mieszkania które zostało teraz puste. Czerwone Porsche przyjaciółki czekało już na mnie przed blokiem. Dziewczyna dostała je na swoje 16 urodziny od ojca który jest szanowanym chirurgiem w Amsterdamie. Wsiadłam do środka, trzaskając mocno drzwiami i zapięłam pasy bezpieczeństwa. Diana przyglądała mi się przez chwilkę z uśmiechem na twarzy po czym odpaliła ponownie pojazd i ruszyła przed siebie.
-Widzę że nie jesteś zadowolona tym naszym dzisiejszym spotkaniem?- odezwała się przyjaciółka bacznie obserwując drogę która była dzisiaj strasznie zatłoczona.
-To nie tak. Martwię się o ojca który już od tygodnia nie dał znaku życia.- odpowiedziałam lekko uśmiechając się do brunetki która po chwili odwzajemniła mój uśmiech.
Ostrym ruchem zakręciła kierownicą parkując swoje cudeńko na parkingu przed galerią. Diana od razu podbiegła do strażnika aby zapłacić za pobyt tutaj a ja swoje kroki skierowałam do szklanych drzwi galerii. Szłam środkiem ulicy nie dbając przy tym o swoje bezpieczeństwo. Nagle poczułam ostre szarpnięcie do tyłu, po czym wylądowałam na zielonej trawie przygnieciona czyimś ciałem. Nim się spostrzegłam po ulicy przejechał sportowy samochód z prędkością która za pewnie nie jest nawet dozwolona na autostradzie. O mały włos nie zginęłam a mój wybawca leżałam teraz na moim drobnym ciele. Nie spodziewałam się akurat tej osoby. Blondyn podniósł się lekko na rękach a jego oczy bacznie mi się przyglądały. Tak to właśnie Ashton uratował mi życie. Szybko zszedł ze mnie po czym stanął na własnych nogach, podając mi dłoń abym i ja mogła powstać.
-Dzię...dzię... dziękuję ci bardzo- wydukałam w końcu dalej będą w szoku tym co właśnie się zdarzyło.
-Nie ma sprawy. Lubię ratować damy w opałach- chłopak od razu uśmiechnął się pokazując przy tym swe śnieżnobiałe zęby.
-Jak mogę ci się odwdzięczyć?- słowa wyleciały z moich ust bez głębszego zastanowienia przyglądając się bacznie reakcji Ash'a. Chłopak przetarł swoje mokre od kropelek potu czoło po czym otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć.
-Co powiesz na koktajl owocowy tutaj w kafejce. To będzie takie małe podziękowanie z twojej strony.
-Yyy właściwie to jestem tutaj z przyjaciółką, która aktualnie gdzieś zniknęła więc mam trochę czasu.- rozglądając się po parkingu dałam do zrozumienia chłopakowi że możemy iść do środka.
Ale gdzie wyparowała moja przyjaciółka. Napisałam do niej szybko sms na którego odpowiedź długo nie musiałam czekać.
Od Diana: Aktualnie przymierzam drugą sukienkę więc jak skończysz flirtować to zadzwoń. 
Uśmiechnęłam się mimowolnie do telefonu jak jakaś wariatka. Przynajmniej miałam trochę czasu aby dowiedzieć się czegoś o tajemniczym chłopaku. Zamówiliśmy ten sam smak koktajlu i usiedliśmy na przeciwko siebie w kawiarni wpatrując się w swoje oczy bez jakiejkolwiek rozmowy. 
-Proszę, dwa koktajle bananowe dla młodych zakochanych- powiedziała kelnerka przynosząca nam nasze zamówienie i stawiając na blacie stolika. 
Parsknełam lekko śmiechem a moje policzki od razu oblały się rumieńcami. Ashton skinieniem głowy podziękował po czym zaczął się śmiać razem ze mną. Rozmawialiśmy dość długo praktycznie o samym duperelach. Całkowicie nie wiedziałam czemu Diana bała się go skoro był to tylko uroczy nastolatek z genialnym poczuciem humoru. Opowiedział mi o swojej rodzinie i o tym jak przeprowadził się tutaj po rozwodzie razem z mamą z Sydney. Ja powiedziałam mu o śmierci mamy ale nie był jakoś bardzo tym zaskoczony bo za pewne doszły już go o tym słuchy. Miłą pogawędkę przerwał dźwięk sms który przyszedł na mój telefon. Numer był zastrzeżony co trochę mnie zdziwiło. 
Od Nieznany: Jeśli chcesz zobaczyć tatusia całego i zdrowego przyjdź do parku o 03.15 jutro. Spróbuj zawiadomić gliny to razem z ojczulkiem będziesz wąchać kwiatki od spodu. 
Uśmiech szybko zeszedł z mojej twarzy. Mój ojciec był w niebezpieczeństwie a ja nikomu nie mogłam o tym powiedzieć.  
_________________________________________________________________________________

Końcówka do dupy. No cóż nie zawsze się udaje. Dziękuję za te miłe komentarze oraz za dodawanie się od obserwatorów. To na prawdę motywuje. 
W następny rozdział będzie poświęcony innej osobie niż Blair ale jakiej to przekonacie się niedługo. Jeszcze raz wam dziękuję ze odwiedziny. 
Natyy

sobota, 26 lipca 2014

Rozdział 2

Szepty ludzi za plecami doprowadzały mnie do szału. Nie mogłam uwierzyć że człowiek to takie tchórzliwe stworzenie które nie ma odwagi podejść i powiedzieć ci wszystko prosto w twarz. Ile rzeczy dowiedziałam się dzięki nim na swój temat. To dziwne jak obcy ludzie wiedzą lepiej co robiłeś przez ostatnio rok od samej siebie. Niektórzy mówią że siedziałam w ciemnym pokoju nie wychodząc nawet na minutę. Drudzy zaś twierdzą że non stop przesiadywałam na cmentarzu. Oh ale niech sobie myślą co chcą nie mam ani czasu ani ochoty tłumaczyć każdemu po kolei co się działo. Moją głowę w tym momencie zaprzątało co innego a raczej ktoś inny. Wysoki blondyn i jego spojrzenie nie dawały mi racjonalnie myśleć. Było w nim coś dziwnego ale za razem coś co bardzo chciałabym odkryć. Jego ton mówienia, sposób w jaki patrzył na mnie, wszystko w nim po prostu nie dawało mi spokoju.
-Ogarnij się Blair.- skarciłam się w myślach powracając do słuchania gadania mojej przyjaciółki która odkąd wyszłyśmy ze szkoły nie przestawała nawijać. 
Szczerze to brakowało mi jej przesłodzonego głosiku. Po raz pierwszy nie miałam jej dosyć po tym jak w kółko gadała o nowych lakierach do paznokci albo o wyprzedażach w galerii. 
-Kim był ten chłopak na biologii?-wypaliłam ni gruszki ni z pietruszki wprawiając w osłupienie Dianę. 
-Wiedziałam że prędzej czy później spytasz się o niego. Ashton zaczął chodzić do naszej szkoły niecałe pół roku temu. Nie wiem za dużo o nim bo nie należy do grona towarzyskich osób. Szczerzę to trochę się go boję-wypaliła dziewczyna wprawiając tym razem mnie w totalne osłupienie. 
Bała się go? Jakim on musiał być człowiekiem że bali się go ludzi. Po słowach przyjaciółki jeszcze bardziej zaczęła mnie interesować osoba Ashtona. Nie wiedziałam co odpowiedzieć ale na szczęście z tej krępującej ciszy wyrwał mnie warkot czarnego Mercedesa CLS którego poznałabym nawet w najbardziej zatłoczonym miejscu na świecie. Kobieta siedząca na miejscu kierowcy powoli otworzyła szybę i swym uśmiechem dała mi do zrozumienia abym weszła do pojazdu. Pożegnałam się mocnym uściskiem z Dianą i zajęłam miejsce od strony pasażera. Ciotka Rose z zadowoloną miną ponownie odpaliła swój samochód i ruszyła przed siebie. Kobieta była młodszą siostrą mamy która po jej śmierci wróciła do rodzinnego miasta z Mediolanu. 24 latka opiekowała się mną kiedy tatuś wyjeżdżał w swoje biznesowe podróże. Tym bardziej nie zdziwił mnie jej widok.
-Rozumiem że ojciec znowu gdzieś wyjechał zostawiając tobie mnie na głowie?- zapytałam dodając trochę rozbawienia w głosie ale chyba za dobrze mi to nie wyszło.
-Oj Blair. To nie jest takie proste. Nie cieszysz się że spędzisz trochę więcej czasu ze swoją ukochaną ciocią?- kobieta parsknęła śmiechem po czym i ja zaczęłam się śmiać. Rose była całkiem jak mama. Blond włosy, ciemne oczy, to samo poczucie humoru. Można było powiedzieć że zaczęła mi zastępować nie tylko ją ale i również tatę. Jechałyśmy dość szybko główną drogą wcale nie zważając na znaki drogowe. Ciotka już tak miała i nic tego nie zmieni. W sumie to nie wiem jaki przy zdrowych myślach człowiek dał jej prawo jazdy. Zapewne teraz będę mieszkać razem z nią w jej niewielkim, dwupokojowym mieszkanku w którym miałam już nawet swój pokój. Nie myliłam się. Samochód zatrzymał się na pustym parkingu przed wysokim budynkiem. Wyszłam z auta podążając za Rose gdy moją uwagę przykuły głośne śmiechy dochodzące zza garaży.
-Yyy Rose pójdę się przejść. Muszę przemyśleć cały ten dzień-powiedziałam do kobiety wręczając jej swoją swoją torbę.
-Dobrze ale wróć za godzinę to zjemy sobie wspólnie obiad-odpowiedziała po czym ucałowała mnie w czoło jak małą dziewczynkę i poszła do mieszkania.
Nie wiele myśląc ruszyłam w stronę garaży gdzie śmiechy przez te parę minut nasiliły się. Stanęłam za małą ściankę aby za bardzo nie rzucać się w oczy. Ku mojemu zdziwieniu pod garażem stał blondyn przez którego miałam totalny mętlik w głowie oraz chłopak który wyglądał jak słodkie, małe dziecko za każdym razem gdy się uśmiechnął. Przyglądałam się im bacznie aż do momentu w którym Ashton wsiadł na swój czerwony motor i z piskiem opon odjechał spod garażu, zostawiając przyjaciela całkiem samego. Pomyślałam że jest to dobry moment aby pójść tam i czegoś się dowiedzieć. Pewnym krokiem ruszyłam w kierunku chłopaka który otrzepywał swoje ciemne spodnie z piasku.
-Hej. Mam na imię Blair a ty?- ugryzłam się od razu w język gdy skapnęłam się że głupszego tekstu na rozpoczęcie rozmowy nie mogłam wymyślić. Chłopak lekko zachichotał po czym odpowiedział.
-Nazywam się Calum. Nie wiedziałem cię nigdy tutaj-potrząsnął swoimi ciemnymi włosami które po chwili z powrotem opadły na czoło. Jego oczy były jak dwa małe węgielki co dodawało mu jeszcze więcej uroku. 
-To samo mogę powiedzieć o tobie. Bywałam tu często i na pewno zapamiętałabym ciebie i twojego kolegę- gestem ręki wskazałam ulicę którą parę minut temu wyjechał Ashton.
-Ah chodzi ci o Ash'a. Ma tutaj swój garaż więc przebywamy w nim często razem z chłopakami. Przepraszam cię teraz ale muszę już lecieć. Jestem pewien że spotkamy się jeszcze nie raz- Calum posłał mi przyjazny uśmiech po czym zniknął na swoim niebieskim Suzuki jak jego przyjaciel. 
Oh czyli tak czy siak niczego konkretnego na temat nieznajomego się nie dowiedziałam. Wróciłam ze skwaszoną miną do ciotki nie mając już ochoty na żaden obiad. Zamknęłam się w pokoju i wpatrując się w okno rozmyślałam o Astonie która nie dawał mi spokoju. 
_________________________________________________________________________________

Drugi rozdział ^^ Nie powala jakoś ale może być. W następnym rozdziale będziecie mogli przeczytać trochę więcej o Ashtonie i poznacie prawdziwy powód wyjazdu ojca Blair. 
W zakładce "Bohaterowie" została już dodana nowa postać która zostanie z nami na dłuższy czas. 
Zachęcam do komentowania oraz dodawania się do obserwatorów. 
Natyy 

czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 1

Smutek i rozpacz już od roku nie opuszczały mojej osoby. Straciłam ważną osobę która w moim życiu zajmowała miejsce numer jeden. Nie potrafiłam pozbierać się po tym i wątpię że kiedykolwiek to mi się uda. Liście spadały mimowolnie z drzew wyglądając przy tym jakby tańczyły na wietrze. Pogoda była szara, doskonale odzwierciedlająca stan mojego ducha. Wiatr lekko muskał moje brązowe włosy które powiewały to w prawo, to w lewo. Podniosłam swój tyłek z twardej ławki na której siedziałam już od dobrych paru godzin nie zważając na zimno które przeszywało moje ciało. Chodziłam do parku codziennie. Tak o, aby pomyśleć lecz doskonale wiedziałam że dobrze to nie wpływa na moją psychikę. Stawiałam kolejne kroki przemierzając uliczki parku które mimo wczesnej pory były całkowicie opustoszałe. Lekka mżawka która towarzyszyła mi od początku przemieniła się w ulewny deszcz, zmuszając mnie przy tym do przyspieszenia kroku. Skręciłam w prawą uliczkę i od razu zobaczyłam biały dom w którym paliło się światło jak zwykle tylko w jednym pokoju. Pragnęłam jak najciszej dostać się do swojego pokoju aby zrzucić z siebie przemoczone ubrania i uniknąć spotkania z ojcem. Nacisnęłam ostrożnie klamkę i na palcach podeszłam do schodów. Niestety ten dzień nie należał do najszczęśliwszych w moim życiu gdyż już po paru krokach w futrynie drzwi pojawił się wysoki brunet o ciemnych oczach. Zmierzył mnie wzrokiem po czym skrzyżował ręce nad klatką piersiową. Najwidoczniej czekał aż zacznę rozmowę lecz nie byłam dzisiaj skora do rozmów a tym bardziej z nim. Ojciec po śmierci mamy jeszcze bardziej rzucił się w wir pracy i przebywał w domu jedynie w weekendy udając przy tym troskliwego tatusia. Jego nazwisko były rozpoznawane w całym Amsterdamie, w końcu był właścicielem najlepiej prosperującej firmy w całym kraju. 
-Przemokłaś do suchej nitki-zaczął ojciec które najwidoczniej nie mógł znieść tego że nie odzywałam się dłuższy czas. 
-Muszę przyznać że jesteś bardzo spostrzegawczy. Masz jeszcze jakieś spostrzeżenia które odmienią moje życie- parsknełam ściągając przy tym swoje czarne Conversy. 
Wzrok mężczyzny spiorunował mnie od razu po czym szybko dodał.
-Za 15 minut będzie obiad. Przebież się i zejdź.-obrócił się teatralnie po czym usłyszałam tylko głośne trzaśnięcie drzwi. 
Przewróciłam oczami a następnie poczłapałam do swojego pokoju który znajdował się na końcu długiego korytarza. Od razu zrzuciłam z siebie mokry top oraz dżinsy które rzuciłam w kat pokoju. Muszę przyznać że pomieszczenie wyglądało jakby przeszło tu jakieś tornado. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej przydużą bluzę z logiem zespołu oraz carne leginsy po czym założyłam je na klejące się od wody ciało. Z dołu już słyszałam wołanie ojca która na pewno siedział przy kuchennym stole i czekał jak zwykle na mnie. Zawsze w niedziele, gdy przebywał w domu, przygotowywał rodzinną kolację. Lecz niestety rodziny już nie było i to tylko z mojego powodu i z powodu mojego głupiego marzenia. Myślał że to nas do siebie zbliży, że uda się nam wszystko odbudować. Niestety kolacje raz w tygodniu nie wystarczą aby wszystko posklejać. 
Zbiegłam po schodach zostawiając na nich ślady w postaci drobnych kropelek wody skapujących z moich włosów. Wbiegłam do kuchni i zajęłam od razu miejsce na przeciw ojca który nakładał se na talerz długi, ciągnący się makaron polewając go przy tym dobrze mi znanym sosem bolognese. 
-Czy spaghetti nie było w tamtym tygodniu, i dwa tygodnie temu też?-zapytałam nakładając sobie makaron. 
Prawda była taka że ojciec tego dni kolacje przygotowywał sam a nic oprócz makaronu przyrządzić nie umiał . Najwidoczniej mężczyzna zignorował moje pytanie bo od razu mienił temat. 
-Jutro idziesz do szkoły. Książki potrzebne masz w salonie na stole- powiedział nakręcając przy tym makaron na widelec. 
Byłam w szoku. Od roku nie chodziłam do szkoły i nie byłam gotowa aby tam wrócić. Wstałam od stołu i zaczęłam chodzić nerwowo po kuchni aby opanować nerwy. 
-Chyba się przesłyszałam. Cholera do jakiej szkoły?! Ja nigdzie nie mam zamiaru iść! Chcę zostać w domu. Nie jestem...-w połowie zdania przerwał mi huk pięści ojca który uderzył o stół. 
Wstał od stołu a w jego oczach widziałam złość. 
-Idziesz do szkoły i koniec gadania! Osobiście cię odwiozę!- krzyknął po cym wyszedł z kuchni i poszedł do swojej sypialni trzaskając drzwiami. 
Łzy spływały mi po policzkach jak małe wodospady których nie dało się opanować. Czułam że osuwam się na zimną podłogę opierając się przy tym o szafkę. Podsunęłam kolana pod brodę opierając na nich swoje czoło. Tak naprawdę bałam się iść do szkoły. Bałam się spojrzeń ludzi, ich szeptania za plecami. Po wypadku zerwałam prawie z wszystkimi kontakt. Jedyny kto mi został była brunetka która nie dawała o sobie zapomnieć. Diana i ja przyjaźniłyśmy się od przedszkola. Mimo że nie widywałyśmy się ostatnio wysyłała mi pełno sms oraz zapełniała mi skrzyknę internetową. Siedziałam w kuchni tak długo że nawet nie spostrzegłam się kiedy zasnęłam zwinięta w kłębek na zimnej posadce. 
*****
Dziwnym trafem rano obudziłam się już w swoim pokoju przykryta miękką kołdrą. W kącie pomieszczenia stał ojciec który trzymał w ręce spakowaną torbę do szkoły. Spiorunowałam go spojrzeniem, dając mu do zrozumienia że jeśli nie wyjdzie to nie mam zamiaru iść do żadnej szkoły. Gdy tylko przekroczył próg pokoju wstałam z łóżka a swe kroki skierowałam prosto do szafy aby wyciągnąć jakieś sensowne ciuchy. Znalazłam swoją ulubioną białą, dopasowaną bluzkę z logo Nirvany oraz obcisłe, czarne rurki podkreślające moje atuty. Pobyt w łazience zajął mi niecałe dwadzieścia minut więc po niecałych trzydziestu minutach byłam gotowa do wyjścia. Założyłam jeszcze tylko białe Vansy i z przewieszoną torbą na ramieniu wyszłam na podjazd domu gdzie w samochodzie czekał już ojciec. Zajęłam miejsce pasażera i ruszyliśmy prosto do szkoły która znajdowała się niecałe pięć minut stąd. Wyglądała dokładnie tak jak ją zapamiętałam. Duży, ceglany budynek przed którym aż roiło się od dzieciaków. Wyszłam z samochodu przekazując tylko ojcu że do domu wrócę już sama. Ławki były oblegane przez nastolatków co tylko mnie upewniło że dzwonek jeszcze nie zadzwonił. Weszłam przez duże, drewniane drzwi szukając sali biologicznej. Mimo że kiedyś tutaj chodziłam całkowicie zapomniałam gdzie co się znajdowało. Oczywiście nie myliłam się w sprawie obgadujących mnie nastolatków za plecami. Aż miałam ochotę odwrócić się i coś im nagadać. Nagle na ramieniu poczułam drobną, ciepłą dłoń. Odwróciłam się szybko a moim oczom ukazała się słodka twarzyczka mojej przyjaciółki. Od razu mocno mnie uściskała wykrzykując przy tym moje imię na całą szkołę. 
-Jak dobrze że w końcu tu jesteś. Było tak smutno bez ciebie. Musimy wszystko nadrobić. Nawet nie wiesz ile muszę ci opowiedzieć- paplaninę Diany przerwał dzwonek na którego dźwięk aż podskoczyłam do góry. Dziewczyna lekko zachichotała po czym pociągnęła mnie za sobą do sali. Nauczycielka obdarowała mnie słodkim uśmiechem a następnie gestem dłoni wskazała wolne miejsca. Zajęłam ławkę przy oknie po czym wypakowałam książki które będą mi teraz potrzebne. Po paru sekundach do sali wpadł wysoki, dobrze zbudowany chłopak o przepięknych oczach. Jego włosy były w totalnym nieładzie co dodawało mu uroku. Nauczycielka jakoś zbytnio nie zareagowała na spóźnienie się chłopaka co trochę mnie zdziwiło. Nieznajomy podszedł do mojej ławki po czym oparł się o nią rękoma i swoim pięknymi oczami patrzył się w moje. 
-Sorka skarbie ale ta ławka jest moja- odezwał się a jego głos był niczym melodia. Szybko się jednak ocknęłam i zobaczyłam że na twarzy chłopaka pojawił się niewinny uśmieszek. 
-Yyy ta ławka nie jest podpisana więc skarbie na końcu jest wolna ławka i tam możesz usiąść. 
Na jego twarzy zobaczyłam zdziwienie które już po chwili przerodziło się w złość.
-Ashton zajmij swoje miejsce i skup się na nauce- odezwała się w końcu nauczycielka pokazują ostatnio ławkę chłopakowi. 
Nastolatek oderwał ode mnie wzrok i pociągnął nogami na koniec sali. Lekcja przeminęła dość szybko lecz od paręnastu minut czułam na sobie palące spojrzenie kogoś z tyłu. Odwróciłam lekko głowę aby zobaczyć kto sprawia mi ten nieprzyjemny ból. Nie zdziwiło mnie to zbytnio gdy zobaczyłam że tą osobą był Ashton w którego oczach dało się zauważyć złość. Powróciłam do poprzedniej pozycji wpatrując się w tablicę. 
-Bravo Blair. Pierwszy dzień szkoły a ty już narobiłaś sobie wrogów.
_________________________________________________________________________________

Pierwszy rozdział wyszedł jak wyszedł. Nie będę się tutaj nad sobą użalać choć wiem że mógł wyjść lepiej. Dziękuję osobą które czytały prolog i mam nadzieje ze z każdym dniem będzie was więcej. Zachęcam do komentowania oraz dodawania się do obserwatorów gdyż to bardzo motywuje. 
Natyy  

wtorek, 22 lipca 2014

Prolog

Grube krople deszczu dźwięcznie odbijały się od szyb samochodu. Ten dzień w końcu nadszedł! Dzień na który czekałam tak długo. Wycieraczki pracowały na najwyższych obrotach a mama ze skupieniem prowadziła pojazd. Oparłam głowę o zimną szybę i przyglądałam się miastu które mimo późnej pory gromadziło na swych ulicach mnóstwo ludzi. Muszę przyznać że Amsterdam to naprawdę przepiękne miasto. Z moich rozmyśleń wyrwała mnie mama która już po raz trzeci wymawiała moje imię.
-Blair, słyszysz mnie?-kobieta położyła mi dłoń na ramieniu po czym obdarowała mnie słodkim uśmiechem.
-Tak, tak. Przepraszam cię bardzo. Zamyśliłam się- odpowiedziałam nie odrywając głowy od szyby dalej przyglądając się jakiej młodej parze która obściskiwała się pod sklepem.
Kącikiem oka przyglądałam się mamie której blond włosy lekko opadały na ramiona a jej duże, czekoladowe oczy ze skupieniem śledziły drogę. Była piękna, nie można było tego ukrywać. To dzięki niej zaczęłam tańczyć. To ona prowadziła mnie na każde zajęcia mimo moich sprzeciwów, płaczu i krzyku. To ona zawsze biła najgłośniej brawo na widowni w przedszkolu. Była idealna i bez niej nie wyobrażam sobie co by było.
-Bardzo jesteś zdenerwowana?-zapytałam kobieta której chyba nie odpowiadała głucha cisza panująca w samochodzie.
-Szczerze powiem, że nie. Czekałam na ten dzień cztery lata i uważam, że jestem gotowa. Ja w to wierzę i tyle- oderwałam twarz od szyby która wręcz się do niej przyssała i spojrzałam na moją rodzicielkę.
W jej oczach widziałam łzy które kumulowały się w kącikach oczu.
-Bardzo cię kocham, aniołku- mama oderwała ręce od kierownicy i mocno mnie przytuliła.
-Ja też cię bardzo kocham- odparłam
Wiele dzieciaków uznało by to za siarę mówienie rodzicom że się ich kocha ale mnie to jakoś nie obchodziło. Miałam szczęście że miałam taką mamę i pragnęłam okazywać jej swoją miłość w każdy możliwy sposób. Nagle poczułam ostre szarpnięcie a moja głowa mocna uderzyła o zagłówek.Kobieta pragnęła zapanować nad samochodem lecz na darmo. Pojazd zaczął ślizgać się po mokrej nawierzchni aż uderzył o drzewo rosnące przy drodze. I była ciemność. Nie było nic. Głuche krzyki ludzi, hałas syreny pogotowia huczały w moich uszach lecz nic nie potrafiłam z tym zrobić. Leżałam w przewróconym aucie, zapięta pasami a moje ciało było niczym warzywo. 
*****
Ciężka kołdra przygniatało moje drobne ciało wbijając przy tym w sprężyny łóżka. Podniosłam lekko do góry obolałą głowę aby zobaczyć gdzie się znajduję. Pomieszczenie było chłodne, biała farba praktycznie odchodziła od ścian a lampa wisząca nad moją głową ledwo co dawała jasność temu pomieszczeniu.  Nagle do sali wszedł wysoki szatyn w białym fartuchu z teczką w ręce. Podszedł do piszczącej maszyny do której byłam przypięta i spojrzał na mnie. 
-Jak się panienka czuję? Długo kazałaś na siebie czekać śpiąca królewno- jego usta wykrzywiły się w przedziwny uśmiech lecz ja nie wiedziałam co go tak rozbawiło. 
Wpatrywałam się przez krótki czas na lekarza który cały czas bazgrolił coś w zeszycie. 
-A jak mam się czuć? Strasznie boli mnie głowa oraz klatka piersiowa przy oddychaniu. Ale tak to jest rewelacyjnie- odpowiedziałam z sarkazmem na co mężczyzna przeniósł wzrok z zeszytu na mnie. 
Moje ciało było cały pokryte drobnymi rankami z których co jakiś czas dało się zauważyć spływającą krew. Nagle przypomniałam sobie o mamie. Jak mogłam być tak egoistyczna i nie zapytać się jak ona się czuje. 
-Mogę zobaczyć się z mamą? Muszę wiedzieć jak ona się czuję- powiedziałam na jednym wdechu ponieważ z każdym słowem klatka piersiowa bolała mnie coraz bardziej. 
Z twarzy doktora zszedł przesłodzony śmieszek. Podszedł do mnie bliżej kładąc przy tym swoją dużą dłoń na mym obolałym ramieniu. 
-Blair tak mi przykro-powiedział po czym ze spuszczoną głową opuścił salę jak gdyby nigdy nic. 
Nie mogłam w to uwierzyć. Słowa lekarza nie docierały jeszcze do mnie. To nie mogła być prawda. Mama nie mogła umrzeć, nie mogła zostawić mnie tutaj samej. To wszystko moja wina. Nie ona zasłużyła na śmierć tylko ja.
  -----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Prolog już jest i mam nadzieje że wam się spodoba. Pierwszy raz od dłuższego czasu mam wenę i mam nadzieję że spodoba wam się to co chciałabym wam tutaj zaprezentować. Na prolog nie mogę narzekać choć wydawało mi się że będzie on dłuższy no ale to tylko prolog. Już nie długo pojawi się 1 rozdział i jestem przekonana że wyjdzie o wiele lepiej i o wiele dłuższy. Zachęcam do zostawienia swojej opinii w postaci komentarza oraz dodaniu się do obserwatorów. 
Natyy

Save me

Tytuł posta może nic wam nie mówić ale no cóż. Na blogu pojawi się FanFiction które mam nadzieje że z chęcią będziecie czytać. Jak na razie cały blog jest w trakcie tworzenia ale mam nadzieję że dzisiaj uporam się ze wszystkim i wieczorkiem będziecie mogli przeczytać już prolog a może i nawet 1 rozdział.
Jedną z głównych postaci w opowiadanku jest Ashton Irwi lecz FF nie będzie o typowo o zespole. A o czym? Tego dowiecie się gdy będziecie czytać. 
Natyy

Wattpad/Save me