Smutek i rozpacz już od roku nie opuszczały mojej osoby. Straciłam ważną osobę która w moim życiu zajmowała miejsce numer jeden. Nie potrafiłam pozbierać się po tym i wątpię że kiedykolwiek to mi się uda. Liście spadały mimowolnie z drzew wyglądając przy tym jakby tańczyły na wietrze. Pogoda była szara, doskonale odzwierciedlająca stan mojego ducha. Wiatr lekko muskał moje brązowe włosy które powiewały to w prawo, to w lewo. Podniosłam swój tyłek z twardej ławki na której siedziałam już od dobrych paru godzin nie zważając na zimno które przeszywało moje ciało. Chodziłam do parku codziennie. Tak o, aby pomyśleć lecz doskonale wiedziałam że dobrze to nie wpływa na moją psychikę. Stawiałam kolejne kroki przemierzając uliczki parku które mimo wczesnej pory były całkowicie opustoszałe. Lekka mżawka która towarzyszyła mi od początku przemieniła się w ulewny deszcz, zmuszając mnie przy tym do przyspieszenia kroku. Skręciłam w prawą uliczkę i od razu zobaczyłam biały dom w którym paliło się światło jak zwykle tylko w jednym pokoju. Pragnęłam jak najciszej dostać się do swojego pokoju aby zrzucić z siebie przemoczone ubrania i uniknąć spotkania z ojcem. Nacisnęłam ostrożnie klamkę i na palcach podeszłam do schodów. Niestety ten dzień nie należał do najszczęśliwszych w moim życiu gdyż już po paru krokach w futrynie drzwi pojawił się wysoki brunet o ciemnych oczach. Zmierzył mnie wzrokiem po czym skrzyżował ręce nad klatką piersiową. Najwidoczniej czekał aż zacznę rozmowę lecz nie byłam dzisiaj skora do rozmów a tym bardziej z nim. Ojciec po śmierci mamy jeszcze bardziej rzucił się w wir pracy i przebywał w domu jedynie w weekendy udając przy tym troskliwego tatusia. Jego nazwisko były rozpoznawane w całym Amsterdamie, w końcu był właścicielem najlepiej prosperującej firmy w całym kraju.
-Przemokłaś do suchej nitki-zaczął ojciec które najwidoczniej nie mógł znieść tego że nie odzywałam się dłuższy czas.
-Muszę przyznać że jesteś bardzo spostrzegawczy. Masz jeszcze jakieś spostrzeżenia które odmienią moje życie- parsknełam ściągając przy tym swoje czarne Conversy.
Wzrok mężczyzny spiorunował mnie od razu po czym szybko dodał.
-Za 15 minut będzie obiad. Przebież się i zejdź.-obrócił się teatralnie po czym usłyszałam tylko głośne trzaśnięcie drzwi.
Przewróciłam oczami a następnie poczłapałam do swojego pokoju który znajdował się na końcu długiego korytarza. Od razu zrzuciłam z siebie mokry top oraz dżinsy które rzuciłam w kat pokoju. Muszę przyznać że pomieszczenie wyglądało jakby przeszło tu jakieś tornado. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej przydużą bluzę z logiem zespołu oraz carne leginsy po czym założyłam je na klejące się od wody ciało. Z dołu już słyszałam wołanie ojca która na pewno siedział przy kuchennym stole i czekał jak zwykle na mnie. Zawsze w niedziele, gdy przebywał w domu, przygotowywał rodzinną kolację. Lecz niestety rodziny już nie było i to tylko z mojego powodu i z powodu mojego głupiego marzenia. Myślał że to nas do siebie zbliży, że uda się nam wszystko odbudować. Niestety kolacje raz w tygodniu nie wystarczą aby wszystko posklejać.
Zbiegłam po schodach zostawiając na nich ślady w postaci drobnych kropelek wody skapujących z moich włosów. Wbiegłam do kuchni i zajęłam od razu miejsce na przeciw ojca który nakładał se na talerz długi, ciągnący się makaron polewając go przy tym dobrze mi znanym sosem bolognese.
-Czy spaghetti nie było w tamtym tygodniu, i dwa tygodnie temu też?-zapytałam nakładając sobie makaron.
Prawda była taka że ojciec tego dni kolacje przygotowywał sam a nic oprócz makaronu przyrządzić nie umiał . Najwidoczniej mężczyzna zignorował moje pytanie bo od razu mienił temat.
-Jutro idziesz do szkoły. Książki potrzebne masz w salonie na stole- powiedział nakręcając przy tym makaron na widelec.
Byłam w szoku. Od roku nie chodziłam do szkoły i nie byłam gotowa aby tam wrócić. Wstałam od stołu i zaczęłam chodzić nerwowo po kuchni aby opanować nerwy.
-Chyba się przesłyszałam. Cholera do jakiej szkoły?! Ja nigdzie nie mam zamiaru iść! Chcę zostać w domu. Nie jestem...-w połowie zdania przerwał mi huk pięści ojca który uderzył o stół.
Wstał od stołu a w jego oczach widziałam złość.
-Idziesz do szkoły i koniec gadania! Osobiście cię odwiozę!- krzyknął po cym wyszedł z kuchni i poszedł do swojej sypialni trzaskając drzwiami.
Łzy spływały mi po policzkach jak małe wodospady których nie dało się opanować. Czułam że osuwam się na zimną podłogę opierając się przy tym o szafkę. Podsunęłam kolana pod brodę opierając na nich swoje czoło. Tak naprawdę bałam się iść do szkoły. Bałam się spojrzeń ludzi, ich szeptania za plecami. Po wypadku zerwałam prawie z wszystkimi kontakt. Jedyny kto mi został była brunetka która nie dawała o sobie zapomnieć. Diana i ja przyjaźniłyśmy się od przedszkola. Mimo że nie widywałyśmy się ostatnio wysyłała mi pełno sms oraz zapełniała mi skrzyknę internetową. Siedziałam w kuchni tak długo że nawet nie spostrzegłam się kiedy zasnęłam zwinięta w kłębek na zimnej posadce.
*****
Dziwnym trafem rano obudziłam się już w swoim pokoju przykryta miękką kołdrą. W kącie pomieszczenia stał ojciec który trzymał w ręce spakowaną torbę do szkoły. Spiorunowałam go spojrzeniem, dając mu do zrozumienia że jeśli nie wyjdzie to nie mam zamiaru iść do żadnej szkoły. Gdy tylko przekroczył próg pokoju wstałam z łóżka a swe kroki skierowałam prosto do szafy aby wyciągnąć jakieś sensowne ciuchy. Znalazłam swoją ulubioną białą, dopasowaną bluzkę z logo Nirvany oraz obcisłe, czarne rurki podkreślające moje atuty. Pobyt w łazience zajął mi niecałe dwadzieścia minut więc po niecałych trzydziestu minutach byłam gotowa do wyjścia. Założyłam jeszcze tylko białe Vansy i z przewieszoną torbą na ramieniu wyszłam na podjazd domu gdzie w samochodzie czekał już ojciec. Zajęłam miejsce pasażera i ruszyliśmy prosto do szkoły która znajdowała się niecałe pięć minut stąd. Wyglądała dokładnie tak jak ją zapamiętałam. Duży, ceglany budynek przed którym aż roiło się od dzieciaków. Wyszłam z samochodu przekazując tylko ojcu że do domu wrócę już sama. Ławki były oblegane przez nastolatków co tylko mnie upewniło że dzwonek jeszcze nie zadzwonił. Weszłam przez duże, drewniane drzwi szukając sali biologicznej. Mimo że kiedyś tutaj chodziłam całkowicie zapomniałam gdzie co się znajdowało. Oczywiście nie myliłam się w sprawie obgadujących mnie nastolatków za plecami. Aż miałam ochotę odwrócić się i coś im nagadać. Nagle na ramieniu poczułam drobną, ciepłą dłoń. Odwróciłam się szybko a moim oczom ukazała się słodka twarzyczka mojej przyjaciółki. Od razu mocno mnie uściskała wykrzykując przy tym moje imię na całą szkołę.
-Jak dobrze że w końcu tu jesteś. Było tak smutno bez ciebie. Musimy wszystko nadrobić. Nawet nie wiesz ile muszę ci opowiedzieć- paplaninę Diany przerwał dzwonek na którego dźwięk aż podskoczyłam do góry. Dziewczyna lekko zachichotała po czym pociągnęła mnie za sobą do sali. Nauczycielka obdarowała mnie słodkim uśmiechem a następnie gestem dłoni wskazała wolne miejsca. Zajęłam ławkę przy oknie po czym wypakowałam książki które będą mi teraz potrzebne. Po paru sekundach do sali wpadł wysoki, dobrze zbudowany chłopak o przepięknych oczach. Jego włosy były w totalnym nieładzie co dodawało mu uroku. Nauczycielka jakoś zbytnio nie zareagowała na spóźnienie się chłopaka co trochę mnie zdziwiło. Nieznajomy podszedł do mojej ławki po czym oparł się o nią rękoma i swoim pięknymi oczami patrzył się w moje.
-Sorka skarbie ale ta ławka jest moja- odezwał się a jego głos był niczym melodia. Szybko się jednak ocknęłam i zobaczyłam że na twarzy chłopaka pojawił się niewinny uśmieszek.
-Yyy ta ławka nie jest podpisana więc skarbie na końcu jest wolna ławka i tam możesz usiąść.
Na jego twarzy zobaczyłam zdziwienie które już po chwili przerodziło się w złość.
-Ashton zajmij swoje miejsce i skup się na nauce- odezwała się w końcu nauczycielka pokazują ostatnio ławkę chłopakowi.
Nastolatek oderwał ode mnie wzrok i pociągnął nogami na koniec sali. Lekcja przeminęła dość szybko lecz od paręnastu minut czułam na sobie palące spojrzenie kogoś z tyłu. Odwróciłam lekko głowę aby zobaczyć kto sprawia mi ten nieprzyjemny ból. Nie zdziwiło mnie to zbytnio gdy zobaczyłam że tą osobą był Ashton w którego oczach dało się zauważyć złość. Powróciłam do poprzedniej pozycji wpatrując się w tablicę.
-Bravo Blair. Pierwszy dzień szkoły a ty już narobiłaś sobie wrogów.
_________________________________________________________________________________
Pierwszy rozdział wyszedł jak wyszedł. Nie będę się tutaj nad sobą użalać choć wiem że mógł wyjść lepiej. Dziękuję osobą które czytały prolog i mam nadzieje ze z każdym dniem będzie was więcej. Zachęcam do komentowania oraz dodawania się do obserwatorów gdyż to bardzo motywuje.
Natyy
jest super! czekam na kolejny rozdział :D
OdpowiedzUsuńhttp://photos-are-memories.blogspot.com/
Super Post :)
OdpowiedzUsuńŚwietne.. Czekam na więcej.. :)
OdpowiedzUsuńJest już Ashton. ^^
OdpowiedzUsuńJak go opisałaś. :D
"wysoki, dobrze zbudowany chłopak o przepięknych oczach."
XD
Czekam na następny. Wciągnęło mnie to. <3
Koffam to :)
OdpowiedzUsuńNo i jest Ashton :)
OdpowiedzUsuńWciągnęłam się, wyczuwam nie przespaną noc haha
Kocham, @AlwaysIsHope1
Dopiero zaczęłam czytać i ugh słownictwo którym posługuje się bohaterka mnie cholernie denerwuje. To tylko narracja więc mogłoby być coś innego, bardziej wyszukanego a nie np. "Nakładał SE na talerze"
OdpowiedzUsuń